poniedziałek, 15 grudnia 2014

Podsumowanie kuracji antytrądzikowej. Efekty, koszty i plany na kolejne miesiące.

Witajcie! Zgodnie z obietnicą, dzisiaj finalny post mojej osmiomiesięcznej kuracji izotretynoiną. Leczenie rozpoczełam końcem marca tego roku i skonczyłam mniej więcej w połowie listopada. Moja dzienna dawka praktycznie przez cały okres kuracji wynosiła 40mg na dobę, dopiero w ostatnich 4 tygodniach wspólnie z lekarzem zadecydowalismy o zmniejszeniu dawki, by orgaznim stopniowo przyzwyczajał się do zmian. Jeśli chodzi o skutki uboczne, myślę, że nie odczuwałam ich tak wiele, na ile niektóre osoby skarżyły się. Byłam przygotowana na najgorsze. Moja determinacja w walce z tym paskudztwem nie znała granic, dlatego byłam wstanie znieść wszystko. Jednak los się do mnie uśmiechnął i oprócz suchych ust, od czasu do czasu bólu brzucha czy stawów, na nic więcej nie mogłam narzekać. Wiele osób skarżyło się na zmęczenie, brak chęci do aktywności fizycznej, ja sama nie potrafię zdefiniować swojego stanowiska na ten temat. Może faktycznie byłam oporna do ruchu, ale nigdy nie zrzuciłam winy na izo, ponieważ raczej wynikało to z lenistwa. Muszę jednak przyznać, że na początku kuracji byłam nawet bardzo skora do ćwiczeń, wzięłam się za bieganie i wcale nie był to do końca słomiany zapał. Także mogłabym negować czy lek wpływa aż tak w tym kierunku. Jeśli chodzi o samopoczucie to bywało różnie. Nie popadałam w skrajności emocjonalne, zachowywałam się normalnie. Oczywiście musze wspomnieć, że każdy kolejny dzień leczenia sprawiał, że czułam sie lepiej w swojej skórze, co raczej pozytywnie wpływało na mój humor. Nie zauważyłam również zmian związanych z koncentracją, na ogól jestem rozkojarzyonym człowiekiem albo tzw się wyłączam, kuracja może delikatnie spotęgowała tę przypadłość, ale nie narzekałam. Muszę przyznać, że bardzo martwiłam się o naukę, zastanawiałam sie jak to będzie, bo izotretynoina podobno otumania. Generalnie potrzebuję więcej czasu, żeby zrozumieć omawiany materiał - jakaś oporna jestem na wiedzę, byłam przyzwyczajona do poświęcania dużej ilości czasu na naukę, i tu musze faktycznie przyznać, że chyba uczyłam więcej. Narazie jestem w trakcie obserwacji czy moja postawa do poszerzania horyzontów wciąż idzie w tak wolnym tempie :-)


ODCHUDZANIE: 
Nie byłabym sobą, gdybym nie zainteresowała się faktem odchudzania. Spotkałam się z opinią, że izo utrudnia ten proces, kilogramy traci się wolniej. Może coś w tym jest, wprawdzie u mnie objawiało się to głodem (mogłam ciągle jeść), co znacznie utrudniało mi podjęcie jakiejkolwiek diety. Co więcej, nie będe ukrywać ale podczas kuracji zmieniłam swoje nawyki żywieniowe. Wcześniej warzywka, owoce, wykluczenie gazowanych napoji, skrzypoporzywa, herbatka zielona , brak słodyczy i chipsów etc. No niestety leczenie spowodowało, że nie obawiałam się żadnego wysypu spowodowanego niewłaściwą dietą, więc z czasem zaczęłam jeść dosłownie wszystko. Od fastfood'ów po wszelkie słodycze, alkohol czy słodzone i gazowane płyny. Z prowadzeniem takiego trybu życia ciężko cokolwiek schudnąc, ale musze Wam powiedzieć, że od skonczenia kuracji jestem już lżejsza o 3 kg. Nie wiem czy to zasługa stresu, który ostatnio bardzo mi towarzyszą]y czy po prostu zmiana żywieniowego menu działą (tak, tak już powróciłam do zdrowego papu.) 

WŁOSY:
Myślę, że bedzie Was również interesować kwestia włosów. Spodziewałam się znacznego wysuszenia skóry głowy, co za tym idzie mycia włosów raz na tydzień. I tak było, włosy były tak suche, że chyba nie musiałabym ich myć przez nawet 2 tygodnie. Tak oczywiście nigdy się nie zdarzyło, bo jednak higiena jest u mnie priorytetem, poza tym po kilku dniach włosy nie wyglądały atrakcyjnie. Ja myłam włosy dwa razy w tygodniu i uwierzcie mi to świetna wygoda. Wspaniałe uczucie, kiedy jedziesz gdzieś ze znajomymi i nie musisz tachać ze sobą miliony odżywek, szamponów, masek. Unikasz odpowiedzi  na głupie pytania "olej nakładasz na włosy?!' albo 'po co ci tego tyle?'. Będe za tym na pewno tęsknić. Po mału już odczuwam skutek odstawienia leku, włosy wracają do normalnego przetłuszczania, a ja nie mogę się do tego przyzwyczaić. Jeśli chodzi o pielęgnacje, to do końca kuracji nie wiedziałam co nakładać na skalp czy długość. Nic nie pasowało, olej wcale nie nawilżał, pojawiał się łupież (praktycznie przez całe leczenie), czasem swędziała mnie skóry głowy. Dodatkowo okresowo walczyłam z wypadaniem włosów. Ratowałam się wcierkami, olejami. Suplementacje całkowicie odstawiłam, nie chciałam już bardziej narażać wątroby. Dopiero po zakończeniu leczenia zabrałam się konkretnie za wzmocenie cebulek włosa, ponieważ gęstość czupryny zaczyna mnie lekko nie pokoić. Chciałabym wrócić do grubośći kucyka z okresu dzieciństwa, może kiedyś mi się to uda. 

TWARZ:
Teraz kolej na twarz. Skóra chyba najwczęsniej odczuła skutek uboczny izo. bo już po kilku dniach od połknięcia pierwszej tabletki. Mimo wcześniejszego nawilżania, początkowo nie obyło się z suchymi skórkami. Na szczęście byłam na to przygotowana i wiedziałam jak temu zaradzić. Przed rozpoczęciem kuracji przesiedziałam kilka wieczorów w celu znalezienia perełek kosmetycznych. Dlaczego perełek? Bo szukałam taniego produtku z dobrym składem. Nie sztuką jest pójść do apteki i kupić krem za 60zł. Ja nie mogłam sobie na to pozwolić, nie chciałam narażać rodziców na dodatkowe koszty i starałam się ograniczyć pielęgnacje w kwestii kosztów do minimum. I tak oto znalazłam świeny krem, który uratował moją twarz od przesuszu, niwelował wszelkie skórki, pięknie pachnie i kosztuje grosze. Na twarz w czasie kuracji nic więcej nie nakładałam, tylko krem nawilżający.

SKÓRA, OCZY, USTA:
Suchość skóry odczuwana była jedynie na twarzy, ciało pozostało bez zmian, jednak od czasu do czasu smarowałam się balsamem nawilżającym. Byłam również pozytywnie zaskoczona, ponieważ na co dzień noszę soczewki, więc obawiałam się ich odstawienia ( w okularach nie wyglądam). Na szczęście przez całą kuracje spokojnie, bez odczuwania dyskomfortu nosiłam szkła kontaktowe. Żeby nie było jednak tak kolorowo, usta przypominały mi o swoim istnieniu. Średnio co godzinę byłam zmuszona smarować je pomadką nawilżającą czy wazeliną, w przeciwnym razie były popękane, przesuszone i wyglądały nieestetycznie. Tutaj świetnie sprawdził się carmex. Przetestowałam kilka produktów do ust i zdecydowanie carmex jest moim faworytem, nic nie przynosilo mi tak wielkiego ukojenia jak ten balsam. 

Podsumowując jestem zadowolona z przebiegu kuracji. Byłam przygotowana na gorsze skutki uboczne, tak na prawdę wszystko było do przeżycia. Teraz tylko pozostaje modlić się, żeby efekty utrzymały się :-)


Skutki uboczne:
  • suchość ust
  • suchość cery
  • suchość nozdrzy
  • suchość skóry głowy
  • pojawienie się łupieżu
  • wypadanie włosów
  • rozkojarzenie
  • zmęczenie
  • zwiększenie obfitości miesiączki
  • bóle mentruacyjne (wcześniej nie miałam)
  • wrażliwosć na słońce
  • wszelkie ranki potrzebowały więcej czasu, żeby się zagoić
  • duża wrażliwość cery i skóry ciała
Co się zmieniło w moim życiu?
Bardzo dużo. Mam wrażenie, że moje życie zmieniło sięo 180 st. Z dnia na dzień stawałam się pewniejsza siebie, zaczęłam się uśmiechać bez powodu. Nie boje się poznawać nowych ludzi, nie kryje twarzy włosami, chodzę dumna z głową uniesioną do góry - nie oglądam swoich stóp 24/7. Poprawiły się moje relacje ze znajomymi, bo nie unikam z nimi kontatku. Chętnie wychodzę w weekendy i się z nimi bawie, w mojej głowie nie krążą myśli typu "czy oni się mnie wstydzą?". Co więcej dogaduję się lepiej z rodzicami, atmosfera stała się mniej napięta. Wcześniej bardzo przeżywałam każdego nowego pryszcza, stało się to dla mnie obsesją. Chodziłam do łazienki co 5 minut i analizowałam każdy milimetr mojej cery. Mogę powiedzieć, że jestem spokojniesza i bardziej panuje nad emocjami. Moje oczy nie są smutne, widać w nich blask radości. Nie unikam aparatów, chętnie pozuje do zdjęć, bo mam świadomość, że cera wygląda w porządku. Rano nie bięgne do łazienki i nie nakładam podkładu, żeby zakryć przebarwienia czy pryszcze. Polubilam siebie bez makijażu, mimo że cera nie jest idealna. Wydaje mi się, że po prostu jestem szczęsliwa.

Produkty, które sprawdziły się podczas kuracji:
  1. Balsam do ust Carmex
  2. Krem nawilżający Fitomed
  3. Balsam do ciała Babydream
  4. Płyn micelarny BeBeauty
  5. Szampon Isana Urea
Koszty kuracji: 
  1. Aknenormin - 6x130zł + 1x170zł
  2. Krem Fitomed 5x12zł
  3. Balsam Carmex 8x 10zł
  4. Balsam BabyDream 5zł
Łącznie: ok 1100zł.

Cena pewnie dla wielu z Was i tak pewnie niska. Jak widać moja kuracja nie była uzupełniona tabletkami antykoncepcyjnymi. Moja Pani dermatolog powiedziała, że nie ma sensu dodatkowo faszerowac się tabletkami, skoro nie wspołżyję. Byłam bardzo wdzięczna, ponieważ wcześniejszy lekarz stanowczo upierał się na antykoncepcje mimo moich zapewnień. Co więcej nie płaciłam nic za badania, ani za wizyty, ponieważ leczyłam się na NFZ i oczywiście każdemu polecam tę opcję, bo osobiście nie widzę sensu płacenia za wizyty u lekarza, każdemu należy się leczenie za darmo. Ja chodzę prywatnie jednie na pierwsze wizyty, potem szybko przepsiuję się już na fundusz. :-) Warto również zapoznać się z cenami leku i pochodzić po aptekach w swoim czy sąsiednim mieście, by zorientować się o ceny. Ja kupowałam swój lek za jedyne 130zł (60 kapsułek x20mg), gdzie w innej aptece spotkałam się z ceną o 100zł większą, więc widać jaka jest nabijana marża. . 


Czy było warto?
Na dzień dzisiejszy mogę śmiało powiedzieć, że tak. Myślę, że kurację przeszłam stosunkowo dobrze, nie doskwierały mi jakieś większe problemy. Jedne na co moge się faktycznie poskarżyć to kiluminutowe bóle brzucha, które pojawiały się kilka dni przed miesiączką, w sumie nie wiem czym spowodowane. Jeżeli ta przypadłość nie zniknie, pewnie wybiorę się do lekarza. W sumie nie liczę na całkowite pozbycie się trądziku, gdzieś w głębi serca wiem, że pewnie pryszcze do mnie wrócą, ale mam nadzieje, że w mniejszym stopniu. Za sprawą dobrej pielęgnacji będe mogła walczyć z moim problemem. Mimo, że przeszłam leczenie bezkonfliktowo nie wiem czy zdecydowałabym się kolejną kurację. Leczenie po pierwsze dosyć kosztowne, a po drugie niebiezpieczne dla zdrowia. Nie chciałabym ryzykowac tak wiele po raz drugi, ale co los pokaże to się przekonam. :-)

Ufff.. i koniec, przesyłam dużo buziaków dla każdej osoby, które przeżyła ten wpis-kolos w calości :-D

Leczyliście się izotretyoniną? A może znalazłyście inny złoty środek na trądzik? :-)

Pozdrawiam Was serdecznie, 
Mysostis 

wtorek, 9 grudnia 2014

Po prostu miłość od pierwszego użycia :-)

Witajcie! Jakoś nigdy specjalnie nie oglądałam się za zwykłymi drogeryjnymi kosmetykami. Twierdziłam, że zamiast nawilżać, wysuszają, oprócz tego są naszpikowane silikonami i oblepiają włos tymi cudownymi dobrociami, a przede wszystkim producent nie spełnia moich oczekiwań. Byłam stanowczo na nie, wolałam kupować sprawdzone produkty, które wiele z Was polecało. Więc jak to się stało, że gościem dzisiejszego dnia jest zwyczajana Garnierowska odżywka? Prosta sprawa. Odżywkę kilka miesięcy temu dostałam w ramach największego testu w historii wizaz.pl i tak oto musiałam podjąc próbę zaprzyjaźnienia się z kosmetykiem. Byłam bardzo sceptycznie nastawiona, bo przecież mam niszczyć moje ukochane kudełki takim produktem? Kto by pomyślał, że się w sobie wkróce zakochamy.. :-)


GARNIER FRUCIS
GOODBYE DAMAGE 

Kształt opakowania typowy dla Garniera, tj. opływowy, miękki i nieprzeźroczysty plastik. Szata graficzna jak dla mnie trochę jarząca dla oka, ale nie o to tutaj chodzi, z drugiej strony wśród szarych odżywek ta wyróżnia się swoim kolorem na półkach w drogeriach. Plus dla producenta, napisy pod wpływem kontaktu z wodą nie ulegają zniszczeniu, więc wciąż wiemy co nakładmy na włosy. Konsystencja typowo odżywkowa, dosyć gęsta co sprawia, że produkt jest całkiem wydajny. Kolor biały, chyba typowy dla tej firmy. I zapach, który skradł moje serce. Nie potrafię nawet opisać czym pachnie, ale jest to bardzo przyjemne dla nosa, mogłabym wąchać i wąchać, nie mam go dość. Jest to jakaś kwiatowa mieszanka, i dzięki Bogu, bo nienawidzę słodkich kosmetyków, robi mi się niedobrze. Jest jedocześnie intensywny, a delikatny, skrada serca po prostu.
Działanie. Jak już wspomniałam nie wymagałam od produktu za wiele, wrzuciłam tę odżwykę do jednego worka i doszłam do wniosku, że i tak nic z moimi włosami nie zrobi. Z racji jednak tego, że zobowiązana byłam do wypełniania ankiety, wzięłam się do testowania. I pierwsze co mnie ukrzekło na wstępie to oczywiście zapach, potem było tylko lepiej. Produkt trzymałam na włosach troszkę dłużej, niż zalecał producent, ale to był strzał w dziesiątkę. Już podczas mycia czułam, że włosy są inne, jakoś delikatnie miękkie, wygładzone. Po wyschnięciu nie wierzyłam w to co widziałam, włosy nie dość, że pachniały wciąż odżywką to były niesamowicie ujarzmione, sprężyste, mięciutkie, niespuszone. Ale czytałam, ze większość Wizażanek po pierszym użyciu dostrzegła efekt 'wow', a potem było wielkie rozczarowanie. Ja z racji tego, że obawiałam się przeproteinowania stosowałam odżywkę raz w tygodniu i za każdym razem było to samo. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam używać kosmetyki po każdym myciu, a włosy wciąż mnie zaskakiwały. Odżwykę najczęśniej nakładam na 10 minut, chociaż zdarzyło mi się trzymać nawet 2 minut i efekt wciąż był zadowalający. Bardzo się cieszę, bo odżywka delikatnie rozprostowywuje moje włosy, dociąża, rozplątuje włosy. Jak dla mnie ideał. 



Plusy:
  • zmiękcza włosy, nawilża
  • nie puszy
  • ujarzmia
  • dociąża
  • dobry skład z lekkim silikonem
  • bardzo dobrze rozplątuje włosy
  • cudowny zapach, który utrzymuje się do następnego mycia
  • wydajność
  • dostępność
  • cena ok 8zł/200ml

Minusy:
  • brak






skład: Aqua/Water, Cetaryl Alcohol (emolient), Behentrimonium Chloride (konserwant, antystyk), Cetyl Esters (emolient), Niacinamide (witamina B3), Saccharum Officinarum Extract /Sugar Cane Extract (ekstrakt z trzciny cukrowej), Hydrolyzed Vegetable Protein PG-Propyl Silanetriol (proteiny), Trideceth-6 (Emulgator O/W, składnik umożliwiający powstanie emulsji), Chlorhexidine Digluconate (konserwant), Limonene (zapach),Camellia Sinensis Leaf Extract (ekstrakt z zielonej herbaty), Linalool (komponent zapachowy), Benzyl Salicylate (filtr przeciwsłoneczny, konserwant i subst. zapachowa w jednym), Benzyl Alcohol (rozpuszczalnik, konserwant), Amodimethicone (lekki silkon), Isopropyl Alcohol (emolient), Pyrus Malus Extract/Apple Fruit Extract (ekstrakt z owoców jabłka), Pyridoxine HCl (odżywia włosy, skórę i działa antystatycznie), Citric Acid (kwas cytrynowy-naturalny konserwant) Butylphenyl Methylpropional (zapach), Cetrimonium
 Chloride (konserwant), Citronellol, Citrus Medica Limonum Peel Extract /Lemon Peel Extract (ekstrakt z cytryny), Hexyl Cinnamal (zapach), Phyllanthus Emblica Fruit Extract (ekstrakt z Liściokwiatu garbnikowego ), Parfum.



 Pamiętam jak na początku stosowania odżywki dostałam masę komplementów na temat wyglądu moich włosów, w głębi serca się tylko do siebie uśmiechalam i dziękowałam, ze otrzymałam odżywkę w testach, bo pewnie nigdy bym się na nią nie zdecydowała. Z obserwacji dowiedziałam się, że odżwyka dobrze sprawdziła się na włosach wysokoporowatych, gorzej niż na średnio czy nisko.
Mam jedynie nadzieje, że producent nie zmieni szybko składu odżywki i nie wciśnie gdzieś pomiędzy jednym, a drugim składnikiem alkoholu, bo będe płakać :-) Jest to chyba najlepsza odżwyką, którą do tej pory miałam okazje używać. Po skończeniu testowanego opakowania od razu pobiegłam do drogerii uzupełniając braki na mojej łazienkowej półce.


Ocena 5/5


Używałyście może? Podzielacie mój zachwyt :-)
Pozdrawiam Was serdecznie,
Myosotis.  

czwartek, 4 grudnia 2014

Włosy na chłodzie, czyli listopadowa aktualizacja włosów.

Witajcie! Na szczęście listopad już za nami. Cieszę, bo moje włosy przeżywały chyba jakiś kryzys światopoglądowy i nie potrafiłam doprowadzić ich do ładu i składu, a starałam się. Jak jeszcze przez pierwszą, tę słoneczną połowe miesiąca ich stan można było nawet przemilczeć, tak kiedy ochłodziło się, temeratura spadła poniżej zera, popadał śnieg, włosy postanowiły się zbuntować i wyglądały jak sianko.. 


Pielęgnacja włosów nie uległa wielkiej zmianie, wciąż towarzyszył mi szampon Love2mix, a gdzieś w połowie miesiąca kupiłam szampon Isana z moczniekim (zdradzę, że się polubiliśmy!), po myciu długość nawilżałam odżwyką Garnier Fructis Goodbye Damage, która została obecnie zdenkowana, ale szybko uzupełnie jej brak, uwielbiam ją za wszystko. Od czasu do czasu na głowie lądowały maski Biovaxa, jedna do włosów suchych i zniszczonych, a druga z drobinkami złota i olejkiem arganowym. Przed każdym myciem starałam się olejować włosy, bo się rozleniwiłam w tej kwestii, a włosy z dnia na dzień wyglądały coraz gorzej. Oleje, które używałam to : olej z pestek winogron, olejek rycynowy, olejek BabyDream Fur Mama. Dodatkowo dzielnie walczę z wypadaniem włosów, rozpoczęłam terpie kozieradakową, wcieram Radical i Jantar oraz wspomagam się suplementacją. Mam nadzieje, że ten zestaw zdziała cuda i włosy przestaną wypadać


Włosy chyba nic nie urosły, chociaż przyznam, ze w listopadzie ich długość zaczęła mi dosyć przeszkadzać i coraz bardziej zastanawiam się nad radykalnym cięciem. Obecnie moim głównym celem jest doprowadzenie do dobrej kondycji wierzchną warste czupryny, która jak widzicie na zdjęciu jest przesuszona, czego efektem są te wszystkie odstające włoski. Mam nadzieje, że uda mi się za jakiś czas ujarzmić te drobne włoski, bo mnie irytują :-) Miejmy nadzieje, że grudzień okazę się być bardziej łaskawym dla Nas i zaskoczy przyjemną pogodą dla włosów :-)

Jak Wasze włosy w listopadzie? :-)
Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis. 

wtorek, 2 grudnia 2014

Jak pokochałam swoje rzęsy z odżywką Long4Lashes.

Witajcie! Dokładnie trzy miesiące temu rozpoczęłam moją przygodę z odżywką do rzęs Long4Lashes. Z rzęsami nigdy większych problemów nie miałam, więc nie oceniałam działania serum pod względem wypadania. Zależało mi głównie na ich poroście oraz przyciemnieniu, bo pomimo, że były w miarę długie, to jednak bardzo jasne. Czy odżywka sprostała moim wymaganiom? Dowiecie się niżej :-)


Głównym składnikiem produktu odpowiedzialnym za porost rzęs jest bimatoprost. To on powoduje, że rzęsa rośnie w fazie pierwszej jak i drugiej. Warto wspomnieć, że normalnie długośc życia rzęsy wynosi od 3 do 6 miesięcy, a swą długość osiąga w pierwszych 30 dniach istnienia. Z tego co wyczytałam to owy bimatoprost stosowany jest jako lek u pacjentów chorych na jaskrę, także działanie na rzęsy osiąga pod wpływem reakcji z innych substanjcami- inaczej tego nie potrafię sobie wytłumaczyć :-D Formuła produktu została wzbogacona również o kwas hialuronowy, prowitaminę B5 oraz alantoinę.



MOJA OPINIA:
Serum aplikowałam codziennie wieczorem przed pójściem spać. Przyznam się, że byłam przygotowana na ewentualne pieczenie oczu czy ich podrażenie, ponieważ kuracja izo i noszenie soczewek samo w sobie miało ogromny wpływ na ich wrażliwość. Myślę, że faktycznie może ze dwa razy odczuwałam większy dyskomfort, ale przyczyną mogło być nałożenie zbyt dużej ilości płynnej substancji lub po prostu inne czynniki, nawet atmosferyczne. Dlatego tez, uznaję, że produkt nie podowuje podrażnienia.
Działanie:
Pierwsze widocznie dla mnie zmiany długości spostrzegłam gdzieś po miesiącu, jednak nie były to spektakularne efekty. Dopiero po dwóch miesiącach mogłam spokojnie cieszyć się lepszą kondycją rzęs jak i nieco nadnaturalną długością. Rownież po 8 tygodniach dostawałam coraz więcej komplementów na ich temat, co oczywiście motywowało mnie do kontynowania kuracji. Po trzech miesiącach stosowania rzęsy wyraźnie zagęściły się i urosły, czyli praktycznie serum spełniło moje oczekiwania. Dlaczego praktycznie? Ponieważ gdzieś w głębi serca liczyłam, że włosy będą również ciemniejsze, tak się nie stało. Z tego względu zaliczłam wizytę u kosmetyczki, by zahennować ich długość.

Plusy:
  • wydłużenie rzęs
  • zagęszczenie rzęs
  • poprawa kondycji
  • zahamowanie wypadania
  • dostępność
  • wydajność
  • nie podrażnia

Minusy:
  • cena ok.80zł/3ml
 Przed kuracją 


iiii... 3 miesiące później. 


Podsumowując jestem bardzo zadowolona z przebiegu kuracji odżywką. Codziennie wieczorem po zmyciu makijażu przyglądam się w lustrze i podziwiam ich stan, jak i długość. Wiem popadam w samozachwyt, ale po prostu je pokochałam. :-) Póki co mam zamiar zrobić sobie miesięczną przerwę od stosowania serum, ponieważ długość rzęs zaczyna być dla mnie problematyczna. Czasem jest mi cięzko namalować na powiece kreskę eyelinerem, bo zahaczam delikatnie o rzęsy. Chciałabym również, aby nie przedobrzyć (reguła co za dużo to nie zdrowo) i nie osiągnąć efektu sztucznych rzęs. Zdradzę Wam, że póki co każda osoba, która wypowiada się na temat moich rzęs (a jest ich coraz więcej ;-) uważa, że mam takie naturalne, i niech tak zostanie :-) 

Ocena: 5/5



Używałyście? Jak Wasze efekty? :-)

Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis. 

sobota, 15 listopada 2014

Zapach to nie wszystko. Szampon Love2mix Jagoda Acaii i proteiny perły.

Witajcie! Rosyjskie kosmetyki zawładnęły blogosferą, sama robiąc zamówienie w jednym ze sklepów internetowych nie mogłam zdecydować się, które kupić ponieważ moja lista chciejstwa była bardzo długa. Spisywałam sobie nazwy produktów, które się u Was sprawdziły i tym sposobem odrzucenie jakiegoś kosmetyku było bardzo trudne. Z ostatecznej selekcji nie byłam całkowicie zadowolona, czułam niedosyt bo chciałam więcej i więcej. Poprzednim produktem nie byłam zachwycona, możecie przeczytać więcej TUTAJ. Jak było tym razem? Zapraszam do dalszego czytania :-)


WEDŁUG PRODUCENTA:
Organiczny szampon do suchych i zniszczonych włosów. Oryginalna kompozycja szamponu przyniesie prawdziwą przyjemność podczas mycia, suchych i zniszczonych włosów. Szampon zawiera proteiny perły, które odżywiają i wzmacniają włosy, nadając im elastyczność i sprężystość. Organiczny ekstrakt z rosnących w Amazonii jagód acai zawiera kompleks witamin, odżywia i nawilża włosy oraz skutecznie zmniejsza suchość skóry głowy. Szampon jest idealny do codziennego użytku.

Zawiera certyfikowane składniki organiczne.
Nie zawiera SLS, parabenów, olei mineralnych, metali ciężkich, ftalanów, glikoli, lanoliny.

MOJA OPINIA:
Jak widzimy produkt znajduje się w butelce zamykanej na kilk, mieszczącej 360ml substancji. Opakowanie jest miękkie, nieprzeźroczyste przez co nie widać zużycia szamponu. Szata graficzna jest śliczna, bardzo prosta, minimalistyczna, czyli coś co uwielbiam. Taka głupia pierdółka, ale dla mnie znaczenie. Idąc dalej konsytencja jest nawet gęsta co czyni kosmetyk bardzo wydajnym, naprawdę potrzebuje niewiele produktu, by umyć moje długie kłaczki. Kolejna rzecz, która mnie zachwyciła to zapach. Jest delikanty, trochę owocowy, a jednocześnie świeży, rześki, bardzo przydał mi do gustu. Kolor szamponu jest lekko różowy, trochę fioletowy z białymi smugami. 
Działanie. Nie ukrywam szampon wybrałam jako kosmetyk wspomagający nawilżenie skóry główy, która przez kuracje retinoidami jest wrażliwa i przesuszona. Jednak niestety nie zauważyłam jakiegoś spektakularnego nawilżenia mojego skalpu jak i włosów. Mam wrażenie, że nie nadaje się do codziennego użytku, bo czasem po myciu moja czupryna była u nasady puszysta i sztywna, na długosci już normalna z zasługi stosowania odżywki czy maski. Warto wspomnieć, że włosy po szamponie są faktycznie nabłyszczone, nieprzesuszone. Dodatkowo dobrze zmywa oleje, nie plącze włosów i ma dobry skład. 


Plusy:
  • nie plącze włosów
  • skład
  • dobrze zmywa oleje
  • nabłyszcza 
  • zapach
  • konsystencja
  • dobrze się pieni
  • wydajny
  • cena ok 15/360ml

Minusy:
  • brak spektakularnego nawilżenia
  • czasem powodował łupież
  • dostępność
  • czasem włosy są sztywne



skład:  Aqua with infusions of Organic Euterpe Oleracea Fruit Extract(ekstrakt z jagód acai), Pearl Extract(ekstrakt z perły) ,Organic Angelica Archangelica Extract(dzięgiel litwor ekstrakt), Cocamidopropyl Betaine(łagodna subst. myjąca), Lauryl Glucoside(łagodna subst. powierzchniowo-czynna), Sodium Cocoyl Glutamate(subst. myjąca), Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride(antystatyk, tworzy ochronna powłokę), Pearl Protein(proteiny pereł), Benzyl Alcohol (rozpuszczalnik, konserwant), Sodium Chloride (antystyk, może podrażniać), Benzoic Acid(subst. konserwująca), Sorbic Acid, Parfum, Citric Acid (kwas cytrynowy),Beetroot Red(czerwień buraczana odpowiedzialna za kolor), Chlorophyllin-cooper complex(chlorofilina miedzi-przyśpiesza gojenie ran).


Sama nie wiem co mam sądzić o tym szamponie, bo z jednej strony nie spełnił swojego zadania, a gdyby na to nie patrzeć to nawet taki zły nie jest. Według mnie może okazać się dobrym do stosowania raz w tygodniu w celu oczyszczeniu, na co dzień potrzebuję czegoś łagodniejszego. W każdym razie nie wiem czy zdecyduję się na kolejne opakowanie, raczej wolałabym spróbować inne wersje.


Ocena: 3,5/5

Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis

czwartek, 6 listopada 2014

Jak wyglądają moje włosy po 2 latach intensywnej terapi? :-)

Witacjcie! Dokładnie pierwszego listopada minęło 2 lata od mojego pierwszego olejowania. Nie będe ukrywać, nie była to udana próba zaprzyjaźnienia z oliwą z oliwek. Niedokładnie domyłam włosy przez co jedna stronę miałam tłustą, druga natomiast ze względu na okropną strukturę włosa była sucha, zniszczona, spuszona. Częśc duszy chciałaby zapomnieć o tym zubożałym obrazie moich włosów, jednak dzięki temu mam porównanie, jak wiele dobrego w przeciągu tych dwóch lat zrobiłam dla siebie i moich kudełków. To ogromne szczęście czuć się dobrze ze swoimi włosami. Moje włosy nie są idealne, przede mną jeszcze wiele pracy, ale jestem z siebie ogromnie zadowolona, że wreszcie nie wstydzę się tego co rośnie na mojej głowie, że mogę rozpuścić włosy i chwalić się efektem (mimo, że tylko ja widzę je widzę!). Motywacją do działania na pewno są komplementy na temat włosów, ktorych ostatnim czasem zbieram coraz więcej. Po prostu człowieka cieszy, że wreszcie, po miesiącach walki i momentach załamania, ludzie doceniają starania. 


Żałuję, że nie dokumentowałam efektów mojej walki. Dopiero w momencie założenia bloga zmotywowałam się do comiesięcznego robienia zdjęć. (Mówiłam, że jesteście najlepszą motywacją!) Jedyne zdjęcie jakie posiadam to po pierwszym olejowaniu, jednak na co dzień możecie je znaleźć na blogu po prawej stronie szablonu. Jak zmienily sie moje włosy na przestrzeni dwóch lat? Na pewno są bardziej nawilżone, myślę, że się mniej puszą, łamią i kruszą. Końcówki wreszcie nie przypominają siana, są dużo bardziej ujarzmione i zdrowe. Nie muszę codziennie rano katować całej długości prostownicą, bo na głowie nie zastaje już szopy i aureoli o dużej srednicy. Nie ukrywam, prostuję grzywkę, nie wyzbyłam się jeszcze tego. Ale nie wyobrażam sobie tak wyjsc do ludzi, no dobrze, może jeszcze nie do końca dojrzałam, żeby odstawić całkiem prostownicę. Poza tym nie widzę nic złego w pomocy ujarzmienia jakiegoś odstającego loka od reszty włosów :-) 


W styczniu pozbyłam się kilunastu centymetrów, które mam wrażenie, że odrosły w zastraszającym tempie. Długość w styczniu, a kwietniu różni się tak diametralnie, że zastanawiam sie jak to jest możliwe. To chyba mój największy przyrost w ciągu tak krótkiego czasu. Przypuszczam, że zasługą może być łykany wczesniej Biotebal 5, który również pomógł mi trochę ograniczyć wypadanie włosów. Mam zamiar wkrótce do niego powrócić. Początkiem roku byłam również bardzo zmotywowana do walki o piękne włosy, marzec był mistrzowski pod względem olejowania, bo olejowałam przed każdym myciem. Później troszke przystopowałam, jednak wciąż utrzymywałam wysoki ranking. Aktualizacja czerwcowa to jedna z lepszych jaką do tej pory miałam, byłam zachwycona stanem swoich włosów, pamiętam, że również dostaławałam masę komplementów na ich temat. Przez wakacje się rozleniwiłam do tego stopnia, że przez wrzesień i październik moja pielęgnacja była minimalna, co odbiło się na stanie moich włosów. Ale teraz odzyskałam siłe do walki o piękną długość, więc trzymajcie kciuki, żeby to nie był slomiany zapał :-)


Myslę, że to były trudne dwa lata. Obecnie moje włosy mimo iż  wyglądają lepiej to jednak długa droga przede mną, aby być zadowolonym 100% z ich wyglądu. (Teraz jestem zadowolona w 60% może). Ostatnie dwa miesiące były trudne dla moich włosów, nie dbałam o nie, przez co widzę efekty marnej pielęgnacji. Zamierzam wprowadzić olejowanie conajmniej dwa razy w tygodniu na początek, zmienić kosmetyki i wciąż poszerzać swoją wiedzę na temat włosomaniactwa.



Widzicie różnicę? ;-)

Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis

poniedziałek, 3 listopada 2014

Powracam do blogowania październikową aktualizacją włosów :-)

Witajcie! Nie mam pojęcia kiedy te dwa miesiące bez bloga minęły, bo czas pędzi tak szybko, że w kalendarzu mamy już listopad. Za oknem niekoniecznie, pogoda wyjątkowo nas rozpieszcza, z czego ja jestem akurat zadowolona, bo nienawidzę naszej typowej jesieni- wietrznej, deszczowej. To słońce muskające moją twarz wcale mi nie przeszkadza i chciałabym, aby pozostało jak najdłużej. Ostatnie dwa miesiące były dla mnie bardzo intensywne, z tego względu nie miałam kompletnie czasu pisać, ani zaglądać w blogosferę. Trochę mi głupio, wstyd, ale mam zamiar się poprawić. Mam nadzieje, że jakoś podołam wszystkim obowiązkom i będe tutaj bywać częściej.

  Myślę, że najprościej będzie rozpocząć do aktualizacji październikowej  :-) 



Jak wspominałam przez ostatnie dwa miesiące byłam nieźle zabiegana i wszelkie zabiegi włosowo-kosmetyczne sobie odpuściłam. Swoją pielegnacje ograniczyłam jedynie do szamponu i odżywki. Wszelkie oleje, maski, wcierki poszły w kąt. Nie potrafiłam wygospodarować czasu nawet na włosy. Dodatkowo zaczęłam chodzić raz w tygodniu na basen, wiadomo chlor niezbyt korzystnie wpływa na strukturę włosa, ale jednak moje krzywe plecy też są ważne. Mimo wszystko uważam, że jak na takie minimum pielęgnacji moje kudełki nie wyglądają tragicznie. Początkiem października pozbyłam zniszczonych końcówek. Chyba wreszcie moje włosy są dobrze obcięte, a nie z jednej strony dłuższe, a z drugiej krótsze. Największym zmaganiem ostatnim czasem jest niestety nadmierne wypadanie. Narazie nic z tym nie robię, bo jest to efekt uboczny kuracji izo, ale tuż po skonczeniu (czyli lada moment!) zabieram się za suplementację. No dobrze, już nie przynudzam :-)

Przez te ostatnie dwa miesiące myłam włosy szamponem Love2mix z Jagodą Acaii i proteinami perły, na długość nakładałam odżywkę Garnier Fruktis Googdbye Damage oraz odżywkę bez słupikwania GlissKur z siedmioma olejkami. Zdarzyło mi się kilka razy wetrzeć w końcówki jedwab CHI albo kilka kropel oleju z pestek winogron. Jak widzicie totalne minimum. Włosy się nawet nie buntowały, za co jestem im bardzo wdzięczna.


Włosy chyba (raczej na pewno) wyglądają gorzej. Minimum pielęgnacji nie przypasował im. Włosy po prawej spuszone, szorstkie.. Dlugo będe musiała pracować nad powrotem do poprzedniego stanu, ale po jest życie, żeby wyznaczać sobie cele i dążyć do ich osiągnięcia. :-)


Myślę, że powrót do blogowania będzie również powrotem do tej właściwej pielęgnacji, ponieważ to WY jesteście najlepszym moim motywatorem do działania.



Miłego popołudnia, 
Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis

poniedziałek, 8 września 2014

Kiedy to minęło? Czyli 150 dni z izotretynoiną. Efekty kuracji.

Witajcie! Pamiętacie? Kilka miesięcy temu pisałam zrozpaczona, że rozpoczynam kurację izo. Do ostatniej minuty nie byłam zdecydowana, a gdy połknęłam pierwszą tabletkę od razu chciałam ją zwrócić. Takie uczucie towarzyszyło mi przez pierwsze kilka dni. Potem stwierdziłam, że słowo się rzekło i nie ma wyjścia. Wiem, że relacje miały pojawiać się regularnie, co miesiąc, jednak doszłam do wniosku, że będzie to za często i posty byłyby po prostu nudne.

na zdjeciu jeszcze stara nazwa bloga :-)
Zaczynając od początku. Przez pierwsze 2 tygodnie moja cera znacznie się poprawiła, miałam przynajmniej takie wrażenie, bo praktycznie nic nowego się nie pojawiało, stare zmiany bardzo ładnie się goiły. Czekałam z niecierpliwościa na skutki uboczne. Tak naprawdę pojawiły się po ok 10 dniach, jednak przez ten okres codziennie nawilżałam usta, twarz i ciało, by ewentualnie złagodzić działanie leku. W pierwszych dniach również doskwierał mi ból pleców, w odcinku lędzwiowo-krzyżowym, teraz pojawia się sporadycznie. Właściwie modliłam się, żeby typowy wysyp mnie ominął, codziennie rano wstawałam z nadzieją, że będzie lepiej. Wyczytałam gdzieś, że w dniach 35-45 często Izotekowicze zmagają się z wiekszą ilościa zmian, pewnie zdajecie sobie sprawę jak bardzo byłam zdenerwowana i zestresowana. Jednak stało się, dokładnie w przedziale tych dni na mojej twarzy pojawiły się nowe zmiany. Były bolące, wielkie i czerwone. Jedna z gulek (na policzku) urosła do wielkości 1cm i pod żadnym pozorem przez praktycznie 2 tygodnie nie chciała się zniknąć. Byłam załamana. Kolejny niemiły wysyp nastąpił kilka dni później, czyli w okolicach 50 dnia, tym razem jednak wszystko 'siedziało' krócej. W ciągu 60 dni miałam jeden raz bardzo silny ból głowy, był praktycznie nie do wytrzymania, miałam ochotę płakać.
Stosunkowo dobrze reaguje na lek. Zdarzają mi się wahania nastroju, moja chęc do aktywności fizycznej spadła, mogłabym wiecznie spać, jestem zmęczona, a w upalne dni czuję się słaba.. Muszę przyznać, że tegoroczne lato zniosłam bardzo źle. Bardzo szybko się pociłam, szczególnie na twarzy, czułam się osłabiona, a nawet raz zasłabłam. Ale dało się jakoś przeżyć. :-) Wszyscy kazali się wystrzegać słońca, owszem początkowo wziełam sobie to do serca, smarowałam się cała filtrami, jednak potem jedynie na twarzy, sporadycznie nakładałam krem ochronny na pozostałe częsci ciała. Od początku kuracji jestem różowo- czerwona, szczególnie jeśli chodzi o cerę, ale pod makijażem staram się to umiejętnie zakrywać. Obecnie nie mam ani jednego zaskrónika otwartego (z czarną końcówką), wszystko wraz ze schodzącą skórą wyparowało. Pamiętam jak po około 3 tygodnia łykania kapsułek czułam nierówności na skórze, takie właśnie zasuszone zaskórniczki. Teraz, gdy dotykam cerę jest delikatna, wrażliwa, ale dużo gładsza. Dostałam sporo komplementów na temat wyglądu, co jest bardzo motyujące. Myślę, że warto wspomnieć, że moja samoocena od pierwszych dni znacznie wzrosła. Już nie martwię się kolejnym pryszczem, zapominam o tym. Jestem bardziej uśmiechnięta, wesoła, nie chowam twarzy pod włosami.. Warto wspomnieć, że w okolicach 60 dnia moje włosy przechodziły delikatne załamanie i buntowały się na świat. Wszelkie dogadzanie olejami, maskami czy odżywkami nie dawało żadnych efektów. Teraz jest już znacznie lepiej. W tej chwili pozostało mi jeszcze ok 50 dni kuracji, mam nadzieję, że to cholerstwo już nie wroci, bo przyzwyczaiłam się do lepszego wyglądu i do bycia uśmiechnięta :-)

DRASTYCZNE ZDJĘCIA! 



iiiiiiiiiiii.........


Lewa strona jest w gorszym stanie, jeśli chodzi o przerbarwienia, ale jakoś powoli idzie do przodu. Byłam przekonana, że na dzień dzisiejszy przebarwienia zbledną. Niestety ten proces jest bardzo wolny, w przy kuracji izo spowoloniony. Jednak maseczki ze spiruliny pomagają.

Wydawać się może ze zdjęc, że trądziku wielkiego nie miałam.. Owszem w tym roku stan cery był znacznie lepszy niż w poprzednim, ale to co przeszłam przez pozostałe lata.. Chyba tylko osoby z problemami trądzikowymi moga sobie rzeczywiście wyobraźić. Bardzo boję się nawrotu trądziku jak i wzmożonego wypadania włosów. Rok temu wypadło mi już i tak sporo włosow, nie chce tego przechodzić drugi raz. Po skonczeniu kuracji mam zamiar od razu zacząć łykać dodatkowe tabletki.


Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myostosi. 

czwartek, 4 września 2014

Inaczej niż zwykle. Aktualizacja włosów w sierpniu.

Witajcie! Wiem, że ostatnio mocno zaniedbuje bloga, przyznam, że kilka postów jest już napisanych i po prostu czeka wdzięcznie na swoją kolej, ale po prostu w ostatnim czasie nie mogłam wygorpodarować czasu nawet na zaglądniecie na bloga. Chciałabym, aby to się zmienło, ale nie jestem przewidzieć jak los zorganizuje mi czas :-) Najbliższy miesiąc napewno będzie zwariowany, zresztą w sumie najbliższe 8 miesięcy to bedzie niezły cyrk na kółkach. Czeka mnie ciężki rok,   mój plan dnia jest dosyć przepłniony, jeszcze teraz rozpoczęłam robić prawo jazdy, do tego jazda konna, korepetycje, nauka, ale mam nadzieje, że postaram się na wszystko znaleźć te kilka minut. Tymczasem dzisiaj przychodze do Was z nową aktualizacją włosową.

W sierpniu uzupełniłam braki olejku rycynowego, którego w lipcowej pielęgnacji zabrakło. Był to mój pewniak, ponieważ moje włosy go uwielbiały. Dlaczego piszę w czasie przeszłym? Moje włosy w sierpniu miały kaprys i reagowały na olejek puchem, wszystkim co najgorsze. Z tego wzgledu odważyłam sie na zakup ojeku Baby Dream Fur Mama, który po pierwszym olejowaniu mnie zachwycił. Kolejne podejscia nie przynosiły tak wielkiego efektu 'wow'. Włosy myłam szamponem Love2Mix z Perłą i Jagodą Acaii, a następnie nakładałam maskę Biovax dla włosów zniszczonych, maskę Biovax z elementami złota, odżywkę Goodbye Damage od Garniera lub końcem miesiąca Alterra z granatem.

Myślę, że sierpień okazał sie bardziej łaskawy dla moich włosów, jednak przyznam, że okres deszczowy pozostawiał wiele do życzenia. Musiałam chodzic w warkoczu, kitce, koku, bo włosy od razu odwdzięczały się puchem. No cóż, chyba nigdy nie pozbęde się tej przypadłosci moich włosów. Wydaje mi się, że również najwyższy czas na wizytę u fryzjera, skrycie przyznam, że marzy mi się długość do ramion, jednak narazie jest za wcześnie na takie zmiany, prawdopodobnie w następnym roku zdecyduje się na ostre cięcie. Obecnie myślę  jedynie nad utratą może 10cm.

Włosy na zdjęciu są wyprostowane, jednak jest ich to 2 dzien po prostowaniu, a dużo przeszły przez ten czas, także na końcówkach są powywijane i ogólnie delikatnie pofalowane. Nie ukrywam, że takie własnie włosy chciałabym mieć. Proste. :-)

Jak Wasze włosy w lipcu? :-) 
Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis. 

wtorek, 26 sierpnia 2014

Niedziela dla włosów (3) w roli głównej nowa maska. + jak wyglądają moje włosy po deszczu.

Witajcie! Pogoda za oknem nas nie rozpieszcza, ale ja w sumie skrycie czekałam na niższą temeraturę, bo bardzo źle znosiłam tegoroczne lato. Może nie marzyłam o deszczu i wyciąganiu jesiennej kurtki, ale wszystkiego mieć nie można. Dzisiaj trochę spóźniona niedziela dla włosów. Projekt ten dawno nie pojawił sie na blogu, bo przeważnie zapomniałam zrobić zdjęcia, albo w ogóle robiłam szybką pielęgnacje i nie było się czym pochwalić.

Włosowe SPA rozpoczęłam od nałożenia na włosy oleju, tym razem była to mieszkanka olejku rycynowego, oleju z pestek winogron i olejku Baby Dream Fur Mama wraz z dodatkiem 3 kropel gliceryny. Po upływnie 4h umyłam włosy szamponem love2mix z Jagodą acaii, a następnie nałożyłam maskę Biovax dla włosów suchych i zniszczonych, którą trzymałam praktycznie 30 minut. Gdy włosy delikatnie podeschły spryskałam je odżywką GlissKur z olejkami i zaplotłam na noc w warkocza.
Podczas czesania, gdy włosy byly lekko podeschnięte już czułam, że są miękkie i delikatne. Jednak cierpliwie czekałam no rana aż czupryna będzie całkowicie sucha, by faktycznie zobaczyć efekt końcowy. Co zobaczyłam następnego dnia? Że moje włosy wciąż są delikatne, miękkie, sypkie, dociążone, niespuszone. Myślę, że mogła to być sprawa gliceryny, bo bardzo dawno jej nie używałam, no i maska Biovax chyba też dodała swoje 5 groszy. Jedynie brzydko się pofalowały od warkocza, ale ich wygląd wszystko zrekompensował. Niestety dopóki była ładna pogoda (czyt. nie padało) to moje włosy były bardzo wdzięczne, jednak wystarczył niedługi spacer w deszczu i co zastałam na głowie? Puch, wielki puch. Juz nie mam siły, bo myślałam, że olejowanie wspomoże zahamowanie takiej reakcji, a tu nic.


Wybaczcie moim włosom ułożenie, fale, bo nie zachwycają wyglądem. Chociaż nawet przy odpowiednium ich ułożeniu nie było tak źle :)

I tutaj po deszczu, widać spuszone inne pofalowanie. Włosy ogólnie zyskały na objętości. Wszystko byłoby OK, gdyby nie ten puch, bo kształ fali, a nawet delikantych loków mnie się podoba.


Jak Wasze włosowe SPA? :)

Pozdrawiam Was serdecznie,
Myosotis

wtorek, 19 sierpnia 2014

Co Ty masz na twarzy, czyli zdefinuj swój rodzaj trądziku.

Witajcie! Mimo, iż dzięki kuracji izo moja cera na dzień dzisiejszy wygląda znacznie lepiej, nie zapomniałam o trądziku. Wciąż staram się poszerzać moją wiedzę, więc stale jestem gościem na przeróżnych forach internetowych. Wiele osób nie ma najmniejszego pojęcia jaki rodzaj trądziku ma na twarzy. Wszystko jest wrzucane do jednego worka i nie liczy się wielkości krostki, wygląd jak i ilość. Termin 'trądzik' to pojęcie względne, dla jednych tragedią są 3 pryszcze, dla innych do raj. Dzisiaj chciałabym Wam przybliżyć rodzaje trądziku, może dzięki temu będzie łatwiej zwalczyć to świństwo. 

Bedą drastyczne zdjęcia,
osoby o słabych nerwach lepiej niech zamkną oczy ;-) 


Rodzaje trądziku:
Istnieje wiele odmian trądziku, począwszy od stanu łagodnego, aż do silnie szpecących blizn. Do najczęściej spotykanej postaci zaliczamy trądzik pospolity. 
Trądzik skupiony – jest najcięższą postacią trądziku pospolitego. Częściej występuje u mężczyzn niż u kobiet. Charakteryzuje się występowaniem wszystkich typów zmian trądzikowych, poczynając od zaskórników, kończąc na ropnych wykwitachi bliznach. Zmian zlokalizowane są na całym ciele (pośladki, plecy, ramiona).

Trądzik pospolity – w skład, którego wchodzi trądzik skupiony, jest jedną z najczęstszych chorób skóry. Charakteryzuje się występowaniem bardzo głębokich nacieków i torbieli ropnych, które mają zdolność do zlewania się w większe skupiska.

Trądzik różowaty – jest często mylony z trądzikiem pospolitym i dotyka również milionów ludzi, najczęściej kobiet po 30 roku życia. Trądzik różowaty przypomina wysypkę (wykwity rumieniowe i krostkowe), obejmują najczęściej nos i policzki.

Trądzik przeczosowy ( z zadrapania)- Specjaliści definiują go jako chorobę o podłożu psychicznym i zakażeniowym zarazem. Zaczyna się bardzo niewinnie – u niektórych nastolatków w okresie dojrzewania pojawia się nawyk wyciskania strupków i grudek. Z czasem jednak zmienia się on w prawdziwą obsesję i tak naszej twarzy może pojawić się stan zapalny, pojawiają nam się cysty, guzki, grudki. Innymi słowami jest to trądzik powstały na naszej twarzy w wyniku wyciskania. O tym jak ja przestałam wyciskać możecie przeczytać TUTAJ .

Trądzik piorunujący- ciężka odmiana trądziku dotykająca głównie chłopów. Często oprócz trądziku chorzy mają dodatkowe dolegliwości (zmiany w układzie kostno-stawowym, słabe wyniki badań laboratoryjnych, gorączka, leukocytoza, bóle stawów, a dodatkowo zawroty głowy lub nawet omdlenia), przez co lekarze stawiają inną diagnozę, nie związaną z trądzikiem. Pacjent wymaga specjalnej opieki medycznej, aby wyleczyć się problemu. Potrzebne jest leczenie sterydami, antybiotykami i izotretynoiną.




Rodzaje zmian trądzikowych:
Rodzaj tradziku można zdefiniować przede wszystkim na podstawie zmian, które pojawiają się na naszej twarzy/plecach/dekolcie. Na ogół wyróżnia się typ trądziku: łagodnego, umiarkowanego, ciężkiego i piorunującego.

Stany łagodne do umiarkowanych dzielimy na:
  • prosaki – wykwit z charakterystyczną białą końcówką. Powstaje, gdy pora skórna jest całkowicie zablokowana przez nadmiar sebum, martwych komórek oraz złuszczonej skóry.
  • zaskórniki – tworzą się, gdy pora jest tylko częściowo zablokowana pozwalając, aby część sebum i martywch komórek wychodziła na powierzchnię. Zaskórnik jest trudny do usunięcia, a jego niekompletne oczyszczenie powoduje nawracanie.
  • grudki – są to bardzo tkliwe, zaognione, czerwone zmiany bez charakterystycznego łebka. Próba wyciśnięcia zmian grudkowatych na własną rękę może powodować trwałe blizny!
  • krosty – wykwit jest zaczerwieniony, a w jego środku pojawia się biała bądź żółta wydzielina. Krosty przybierają różne wielkości i mogą pojawiać się na całym ciele.

Ciężkie odmiany trądziku charakteryzują guzki i torbiele (cysty):
  • Guzki – to duże, twarde pryszcze, pod powierzchnią skóry. Są bardzo bolesne i mogą goić się nawet kilka miesięcy. Wyciskanie może powodować poważne urazy skóry, infekcje i głębokie blizny.
  • Torbiele – są to duże, głębokie i bolesne zmiany chorobowe wypełnione ropą. Mogą powodować blizny. Cysty w fazie budowania się są bardzo bolesne, a ich wyciskanie prowadzi do powstawania trwałych blizn. Aby skutecznie pozbyć się problemu wykorzystuje się pochodne witaminy A (tzw .izotretynoiny)

O tym jakie badania i jak pielęgnować cerę pisałam TUTAJ, także zapraszam do dodatkowej lektury. Cbciałabym jeszcze dodać, że często istnieją różne kombinacje trądziku. Ja sama miałam trądzik grudkowo-krostkowy, więc warto brać pod uwagę wszystkie możliwości, a nie skupić się jednym rodzaju.



Macie trądzik? Jakie zmiany u Was występują? Jak sobie z tym radzicie?

Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis. 

wtorek, 12 sierpnia 2014

Rzęsy jak skrzydła? Czy producent buja w obłokach? Mascara L'Oreal.

Witacje! Kosmetyki marki L'Oreal mimo wysokich cen cieszą się na prawdę wielkim uznaniem i popularnością. Wiele osób kieruje się zasadą, że gdy produkt jest drogi to napewno również dobry. Niestety często bywa całkiem odwrotnie. Ja bardzo rzadko decyduje się na kupno kosmetyków tej marki, bo mnie zwyczajnie nie stać. Omijam jedynie szerokim łukiem wszystkie szampony czy odżywki naszpikowane silikonami i 'dobrodziejstwami' dla włosów. Trzeba jednak przyznać, że kolorówka wypada trochę lepiej, szczególnie do gustu przypadł mi L`Oreal Telescopic Mascara, jednak dzisiaj w centrum uwagi jest maskara False Lash Wings, ostatnio bardzo reklamowana i zachwalana w telewizji.

Produkt posiada asymetryczną szczoteczkę, która według producenta ma za zadanie ułatwić malowanie się. Po pierwsze jej ergonomiczny kształ imitujący linię rzęs oraz elastyczne łuki pozwalają chwycić każdy włos, z jednego kącika do drugiego. Ponad to produkt posiada unikalne włókna o długości 1,2mm, które zapewniają uzyskanie spektakularnej objętości rzęs.

Tusz można dostać w drogeriach za ok 60zł/7ml.

Moja opinia:
Przyznam, że wobec tuszu miałam spore wymagania, po pierwsze ze względu na zadowolenie z innego tuszu (miałam powórnanie), a po drugie z powodu wysokiej ceny. Początkowo tusz był za rzadki, nie potrafiłam się nim malować, jednak doszłam do wniosku, że to wina szczoteczki- po prostu muszę się do niej przyzwyczaić. W każdym razie, kiedy konsystencja poprawiła, ja wciąż nieudolnie posługiwałam się maskarą. Po każdym zaaplikowaniu tusz lądował nie tylko na moich rzęsach, ale również na powiekach. No dobra, może mam jakąs lewą rekę, bo zdarza mi się czasem ciapnąć okolice oka, ale nigdy w takim stopniu jak przy tej formule. Co więcej tusz sklejał rzęsy. Producent chyba buja w obłokach. Zamiast cieszyć się wachlarzem włosów, ja miałam ich raptem kilka, a takiego efektu nienawidze otrzymywać. Więc gdzie obiecany efekt skrzydeł? Na pewno plusem tuszu jest wytrzymałość, spokojnie po 12h rzęsy były wciąż pokryte głęboką czernią. Muszę też dodać, że maskara pięknie podkręca i wydłuża włosy. 


Plusy:
  • głęboka czerń tuszu
  • trwałość
  • wydłużenie
  • wydajność
  • łatwo się zmywa
  • dostępność
  • nie kruszy się
  • nie gęstnieje 
Minusy:
  • szczoteczka
  • sklejanie rzęs
  • łatwo można się pobrudzić
  • cena



Podsumowując za taką cenę spokojnie można dostać dużo lepszy tusz. Właściwie gdyby nie to sklejanie rzęs mogłabym przymknąć oko na brudzenie powieki, bo być może jest to jedynie kwestia wprawy. W każdym razie na pewno nie zdecyduję się na kolejne opakowanie i z drugiej strony cieszę się, że akurat ten kosmetyk był prezentem, bo oszczędziłam sobie zbędne wydawanie pieniędzy. 

Ocena 3/5

Używacie tuszy L'Oreal? Miałyscie może ten? Który tusz jest Waszym ulubionym? :-)

Miłego dnia, 
Myosotis. 

___________________
P.S przepraszam za jakość zdjęć, ale nie mam obecnie swojego apratu i pożyczam do Taty.

czwartek, 7 sierpnia 2014

Aktualizacja włosów w lipcu

Witajcie! Aktualizacja może trochę spóźniona, ale przez wakacje się strasznie rozleniwiłam, jestem na wyjazdach i ciężko jest zagospodarować czas na bloga. A myślałam, że własnie w czas odpoczynku będę tutaj cześciej zaglądać, no cóż.

Jeśli chodzi o oleje, to wciąż na moich włosach gościł olej z pestek winogron (chcę go skonczyć!) i olejek rycynowy. Tego drugiego w połowie lipca mi zabrało i moje włosy rzeczywiście zauważyły jego niedobór, a ja cierpiałam z powodu ich wyglądu. Pomału planuje wprowadzić już inne oleje, ostatnio widziałam, że w moim mieście został otwarty sklep z naturalnymi kosmetykami, więc jest szansa, że wkórtce odważę się na jakies zakupy. Włosy myłam szamponem Balea Mango&Aloes oraz Love2mix Jagoda Acai i Perła, a standardowo po umyciu nakładałam maskę/odżywkę Balea Mango&Aloes lub Garnier Goodbye Damage. Starałam się wcierać Radical oraz Jantar, ale niestety było kiepsko z regularnością.

Co mogę powiedzieć o włosach w lipcu? Że były STRASZNE. Gorąco wpływa fatalnie na ich wygląd, nic moim kłaczkom nie pasowało. Wszystko co się sprawdzało do czerwca, w lipcu nagle mogłam przykleić większości kosmetykom nalepke 'bubel'. Jestem pełna nadziei, że jednak sierpnień okaze się łaskawy i nie bede musiała chować włosów w kokach, kitkach czy warkoczach.


I porównanie, włosy w czerwcu milion razy lepsze. Te po lewej po warkoczu, stąd takie fale.


Jak Wasze włosy w lipcu? Jakie oleje polecacie do włosów wysokoporowatych?

Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis. 

środa, 30 lipca 2014

Moja fotorelacja z wypadu do Krakowa :-)

Witajcie! Z racji tego, że za oknem taka piękna pogoda, każdy wypoczywa i wyjeżdza na wakacje, więc nie ma się ochoty podejmować żadnych trudnych tematów kosmetycznych. Także dzisiaj u mnie fotorelacja z mojego jedniodniowego wyjazdu do Krakowa. :-)

Jako środek transportu wspólnie z przyjaciółką wybrałyśmy Polskiego Busa. W pełni zgadzam się, że słowami producenta "Szybko, tanio i komfortowo". Za przejazd w obie strony dla dwóch osób zapłaciłyśmy skromne 46zł, a komfort jazdy naprawdę na wysokim poziomie. Nic tylko jeździć :-)!

Naszym pierwszym punktem wycieczki był oczywiście Rynek Główny. Trochę motałyśmy się w tych wszystkich uliczkach, ale ostatecznie trafiłyśmy. Czas spędziłyśmy głównie robiąc sobie zdjęcia, bo niestety nie było możliwości nigdzie usiąśc na świeżym powietrzu, by posiedzieć i podziwiać niesamowite widoki- słońce grzało bardzo mocno :-) 

Iiii... ulicą Grodzką, na Wawel :-)

Oczywiście Galerii nie mogło zabraknąć. Niestety uważam, że Galeria jest mocno przereklamowana. Nastawiłam się na większe zakupy, a tymczasem z przymusu zakupiłam jedynie...

...klapki, a właściwie to japonki. I uwaga! Miałam z tym spory problem. Nigdzie nie mogłam znaleźć zwykłych, czarnych japonek w rozmiarze 38. Tak dobrze widzicie, na zdjęciu są jednak kolorowe, bo wreszcie zwątpiłam i wziełam pierwsze lepsze, a moje sandały włożyłam do torebki (chociaż mialam ochotę je wywalić, bo okazały się tak strasznie niewygodne). 

W porze obiadowej wylądowałyśmy na najbardziej niezdrowym piętrze. Na co dzień moje posiłki są zdrowe, więc raz na jakiś czas pozwalam sobie na odrobinę szaleństwa. Mój obiad był bardzo skromny, bo wybrałam zestaw B-smart z KFC, ale z tego gorąca nie chciało się jeść. Natomiast byłam bardzo spragniona, w 10 minut potrafiłam wypić 0.5l wody :-D

I teraz niech mi to ktoś wytłumaczy? Widząc tę kobietę słyszałam przeróżne komentarze ze strony zagranicznych osób. Określenie "That's crazy" całkowicie odzwierciedla moje odczucia :-D Jednak po dłuższym zastanowieniu i wpatrywaniu się w kobietę doszłam do wniosku, że w tym jednym rękawie musi mieć schowaną dalszą częśc tego kija i się na nim wspierać :-D To jednak nie prawa fizyki jak wcześniej myślałam :-D

Blog o włosach, więc i ich zabraknąć nie może! :-) 

I tak oto tym zdjęciem zakańczam moją fotorelacje. Jestem bardzo zadowolona z tego spontanicznego wypadu. Do końca nie wierzyłam w pogodę, byłam nastawiona na przelotny deszcze i burzę, jednak nic z takiego nie miało miejsca. Krakow to przepiękne miasto, mam nadzieje, że chociaż raz w roku uda mi się tam zawsze przyjeżdzać. A kto wie, może jeszcze tam będę studiować? :-)

Pozdrawiam Was serdecznie,
Myosotis. 

poniedziałek, 28 lipca 2014

Przerażające doświadczenie: Co tam filtry, wolę mieć raka.

Witajcie! Temat właściwie powinnam podjąć, kiedy w Polsce pojawiły się już pierwsze upały, w tym roku był to przełom maja i czerwca. Jednak wakacje wciąż trwają, sporo z Was ma zaplanowane urlopy czy wyjazdy na sierpień, więc może nie jest za późno na uświadomienie jak ważną rolę podczas upałów odgrywają filtry. Spójrzmy sobie wprawdzie w oczy. Widok osób filtrujących się na plaży jest naprawdę rzadki, w torbach podróżnych częściej można znaleźć olejki przyśpieszające opalanie lub kremy z SPF 5, ale taka moc nie zapewni mam dostatecznej ochorny, mogłabym nawet napisać, że w ogóle tej ochrony nam nie da.


Smutne jest to, że niewielka grupa Polaków jest świadoma, że celowo niszczy sobie zdrowie zapominając o filtrach w okresie letnim, o zimowym nawet nie wspominając, bo kto to widział "Smarować się filtrem w zimie? A po co? A przecież słońca nie ma.." Tylko kto by pomyślał, że słonce od śniegu odbija się bardziej, niż w okresie letnim. Dla zobrazowania, zamieszczam zdjęcie :-)


Dlaczego tak ważne jest, aby zakupiony przez nas filtr chronił przed promieniami UVA i UVB?

Promieniowanie ultrafioletowe (wchodzące w skład promieniowana słonecznego) inaczej zwane UV dzielimy na:
 UVA – stanowiące 95% promieniowania UV docierającego do powierzchni Ziemi. Warto wiedzieć, że przechodzi ono przez szyby okienne, samochodowe oraz chmury, wnika głęboko w skórę. Natężenie tego promieniowania jest takie samo niezależnie od pory roku lub pory dnia.
UVB – które stanowi 5% promieniowania UV dochodzącego do Ziemi, nie przechodzi przez chmury i szyby. Jego natężenie wzrasta w godzinach 10–15, szczególnie latem.
UVC – jest prawie całkowicie pochłaniane przez warstwę ozonową atmosfery, nie dociera więc do powierzchni Ziemi.

Promieniowanie UV jest odpowiedzialne za opaleniznę, jak i również za wszelkie uszczerbki na naszym zdrowiu.

Fotostarzenie się skóry:
Słońce wysusza skórę, czego efektem staje się szorstka, gurba i zrogowaciała. Jednak chyba najbardziej widocznym efektem ekspozycji naszego ciała jest przyśpieszenie jej starzenia się. Promieniowanie UV, a głownie UVA (na które jesteśmy narażeni przez cały rok) powoduje niszczenie włókien kolagenowych odpowiedzialnych za elastyczność, napięcie czy jędrność cery. Efektem tego powstają bruzdy, przebarwienia czy odbarwienia, głębokie zmarszczki, a zmiany te są stałe, nieodwracalne. Okazuje się, że nawet niewielkie codzienne dawki UVA sumują się, a skutki są widoczne na skórze po wielu latach.

Warto wspomnieć, że opalanie powoduje zwiększenie ilości zaskórników, tych otwartych jak i zamkniętych. Może się to wydawać śmieszne, bo wiele osób w okresie letnim cieszy się gładką cery. Jednak jest to efekt chwilowy, ale proces tego przedstawiam na obrazku.


Nowotwory:
Promieniowanie UV wyzwala większość ilość wolnych rodników, które mogą być 
przyczyną wilu powarznych chorób. Atakują one materiał genetyczny (DNA) komórki, co może doprowadzić do jej mutacji i przekształcenia w komórkę nowotworową. Najgroźniejszą odmianą jest rak złośliwy skóry, zwany czerniakiem. Czerniak złośliwy daje wczesne przerzuty do skóry, węzłów chłonnych, narządów wewnętrznych. Promieniowanie UV może wywoływać również stany przednowotworowe skóry, takie jak rogowacenie słoneczne, skóra pergaminowa, róg skórny. Na ich bazie także może powstać rak skóry.

Eksopozycja na słońcu również wpływa na nasz układ immunologiczny. Powoduje osłabienie orgaznimu, przez co człowiek jest bardziej podatny na infekcje wirusowe (np. opryszczka) jak i bakteryjne. Ze względu na obniżoną odporność jesteśmy bardziej podatni do powstawania nowotworów. Jednak wpływ słonca na układ immunologiczny to kwestia indywidualna, uwarunkowana genetycznie.

I cenne oczy:
Nadmierne promieniowanie wpływa także na narząd wzroku i może doprowadzić do poważnych chorób, takich jak zaćma czy zwyrodnienie plamki żółtej. Dlatego pamiętajmy o zabieraniu ze sobą okularów słonecznych, które chronią nasze oczy przed promieniowaniem UVA i UVB. Myślę, że czasem warto dopłacić te kilkanaście złotych u optyka i mieć pewność, że nasze oczy są chronione, niż prędzej czy później mieć problemy ze wzrokiem i wydawać pieniądze na lekarzy.



Temat nie jest do końca wyczerpany. Jednak nie chcę tworzyć już dłuższego postu, bo ten i tak jest wystarczająco długi. Mam nadzieję, ze są poszczegolne osoby, które dotrwały do końca :-). Myślę, że warto to wszytko wiedzieć. Niby to oczywiste, ale gdy przyjdzie co do czego to zapomiany o ochronie naszego ciała. A szkoda, bo świadomie niszczymy sobie zdrowie. Przyznam się, że ja sama dopiero drugie lato codziennie smaruję twarz filtrem, a ciało w zależności od tego ile przebywam na zwenątrz. 



Dla zobrazowania jak ważnę fukncję w naszym życiu odgrywają filtry wstawiam zdjęcie meżczyzny, który przez 28 był kierowcą ciężarówki.  Lewa strona jego twarzy była dużo częściej wystawiana na słońce niż prawa strona. Efekty widzicie sami. Wpadające przez szyby samochodu promienie UV zniszczyły elastyczne włókna i spowodowały twardnienie skóry. Pozostawiam do własnej interpretacji :-)


Używacie filtry na co dzień czy tylko na plaży? A może w ogóle? :-)

Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis