poniedziałek, 15 grudnia 2014

Podsumowanie kuracji antytrądzikowej. Efekty, koszty i plany na kolejne miesiące.

Witajcie! Zgodnie z obietnicą, dzisiaj finalny post mojej osmiomiesięcznej kuracji izotretynoiną. Leczenie rozpoczełam końcem marca tego roku i skonczyłam mniej więcej w połowie listopada. Moja dzienna dawka praktycznie przez cały okres kuracji wynosiła 40mg na dobę, dopiero w ostatnich 4 tygodniach wspólnie z lekarzem zadecydowalismy o zmniejszeniu dawki, by orgaznim stopniowo przyzwyczajał się do zmian. Jeśli chodzi o skutki uboczne, myślę, że nie odczuwałam ich tak wiele, na ile niektóre osoby skarżyły się. Byłam przygotowana na najgorsze. Moja determinacja w walce z tym paskudztwem nie znała granic, dlatego byłam wstanie znieść wszystko. Jednak los się do mnie uśmiechnął i oprócz suchych ust, od czasu do czasu bólu brzucha czy stawów, na nic więcej nie mogłam narzekać. Wiele osób skarżyło się na zmęczenie, brak chęci do aktywności fizycznej, ja sama nie potrafię zdefiniować swojego stanowiska na ten temat. Może faktycznie byłam oporna do ruchu, ale nigdy nie zrzuciłam winy na izo, ponieważ raczej wynikało to z lenistwa. Muszę jednak przyznać, że na początku kuracji byłam nawet bardzo skora do ćwiczeń, wzięłam się za bieganie i wcale nie był to do końca słomiany zapał. Także mogłabym negować czy lek wpływa aż tak w tym kierunku. Jeśli chodzi o samopoczucie to bywało różnie. Nie popadałam w skrajności emocjonalne, zachowywałam się normalnie. Oczywiście musze wspomnieć, że każdy kolejny dzień leczenia sprawiał, że czułam sie lepiej w swojej skórze, co raczej pozytywnie wpływało na mój humor. Nie zauważyłam również zmian związanych z koncentracją, na ogól jestem rozkojarzyonym człowiekiem albo tzw się wyłączam, kuracja może delikatnie spotęgowała tę przypadłość, ale nie narzekałam. Muszę przyznać, że bardzo martwiłam się o naukę, zastanawiałam sie jak to będzie, bo izotretynoina podobno otumania. Generalnie potrzebuję więcej czasu, żeby zrozumieć omawiany materiał - jakaś oporna jestem na wiedzę, byłam przyzwyczajona do poświęcania dużej ilości czasu na naukę, i tu musze faktycznie przyznać, że chyba uczyłam więcej. Narazie jestem w trakcie obserwacji czy moja postawa do poszerzania horyzontów wciąż idzie w tak wolnym tempie :-)


ODCHUDZANIE: 
Nie byłabym sobą, gdybym nie zainteresowała się faktem odchudzania. Spotkałam się z opinią, że izo utrudnia ten proces, kilogramy traci się wolniej. Może coś w tym jest, wprawdzie u mnie objawiało się to głodem (mogłam ciągle jeść), co znacznie utrudniało mi podjęcie jakiejkolwiek diety. Co więcej, nie będe ukrywać ale podczas kuracji zmieniłam swoje nawyki żywieniowe. Wcześniej warzywka, owoce, wykluczenie gazowanych napoji, skrzypoporzywa, herbatka zielona , brak słodyczy i chipsów etc. No niestety leczenie spowodowało, że nie obawiałam się żadnego wysypu spowodowanego niewłaściwą dietą, więc z czasem zaczęłam jeść dosłownie wszystko. Od fastfood'ów po wszelkie słodycze, alkohol czy słodzone i gazowane płyny. Z prowadzeniem takiego trybu życia ciężko cokolwiek schudnąc, ale musze Wam powiedzieć, że od skonczenia kuracji jestem już lżejsza o 3 kg. Nie wiem czy to zasługa stresu, który ostatnio bardzo mi towarzyszą]y czy po prostu zmiana żywieniowego menu działą (tak, tak już powróciłam do zdrowego papu.) 

WŁOSY:
Myślę, że bedzie Was również interesować kwestia włosów. Spodziewałam się znacznego wysuszenia skóry głowy, co za tym idzie mycia włosów raz na tydzień. I tak było, włosy były tak suche, że chyba nie musiałabym ich myć przez nawet 2 tygodnie. Tak oczywiście nigdy się nie zdarzyło, bo jednak higiena jest u mnie priorytetem, poza tym po kilku dniach włosy nie wyglądały atrakcyjnie. Ja myłam włosy dwa razy w tygodniu i uwierzcie mi to świetna wygoda. Wspaniałe uczucie, kiedy jedziesz gdzieś ze znajomymi i nie musisz tachać ze sobą miliony odżywek, szamponów, masek. Unikasz odpowiedzi  na głupie pytania "olej nakładasz na włosy?!' albo 'po co ci tego tyle?'. Będe za tym na pewno tęsknić. Po mału już odczuwam skutek odstawienia leku, włosy wracają do normalnego przetłuszczania, a ja nie mogę się do tego przyzwyczaić. Jeśli chodzi o pielęgnacje, to do końca kuracji nie wiedziałam co nakładać na skalp czy długość. Nic nie pasowało, olej wcale nie nawilżał, pojawiał się łupież (praktycznie przez całe leczenie), czasem swędziała mnie skóry głowy. Dodatkowo okresowo walczyłam z wypadaniem włosów. Ratowałam się wcierkami, olejami. Suplementacje całkowicie odstawiłam, nie chciałam już bardziej narażać wątroby. Dopiero po zakończeniu leczenia zabrałam się konkretnie za wzmocenie cebulek włosa, ponieważ gęstość czupryny zaczyna mnie lekko nie pokoić. Chciałabym wrócić do grubośći kucyka z okresu dzieciństwa, może kiedyś mi się to uda. 

TWARZ:
Teraz kolej na twarz. Skóra chyba najwczęsniej odczuła skutek uboczny izo. bo już po kilku dniach od połknięcia pierwszej tabletki. Mimo wcześniejszego nawilżania, początkowo nie obyło się z suchymi skórkami. Na szczęście byłam na to przygotowana i wiedziałam jak temu zaradzić. Przed rozpoczęciem kuracji przesiedziałam kilka wieczorów w celu znalezienia perełek kosmetycznych. Dlaczego perełek? Bo szukałam taniego produtku z dobrym składem. Nie sztuką jest pójść do apteki i kupić krem za 60zł. Ja nie mogłam sobie na to pozwolić, nie chciałam narażać rodziców na dodatkowe koszty i starałam się ograniczyć pielęgnacje w kwestii kosztów do minimum. I tak oto znalazłam świeny krem, który uratował moją twarz od przesuszu, niwelował wszelkie skórki, pięknie pachnie i kosztuje grosze. Na twarz w czasie kuracji nic więcej nie nakładałam, tylko krem nawilżający.

SKÓRA, OCZY, USTA:
Suchość skóry odczuwana była jedynie na twarzy, ciało pozostało bez zmian, jednak od czasu do czasu smarowałam się balsamem nawilżającym. Byłam również pozytywnie zaskoczona, ponieważ na co dzień noszę soczewki, więc obawiałam się ich odstawienia ( w okularach nie wyglądam). Na szczęście przez całą kuracje spokojnie, bez odczuwania dyskomfortu nosiłam szkła kontaktowe. Żeby nie było jednak tak kolorowo, usta przypominały mi o swoim istnieniu. Średnio co godzinę byłam zmuszona smarować je pomadką nawilżającą czy wazeliną, w przeciwnym razie były popękane, przesuszone i wyglądały nieestetycznie. Tutaj świetnie sprawdził się carmex. Przetestowałam kilka produktów do ust i zdecydowanie carmex jest moim faworytem, nic nie przynosilo mi tak wielkiego ukojenia jak ten balsam. 

Podsumowując jestem zadowolona z przebiegu kuracji. Byłam przygotowana na gorsze skutki uboczne, tak na prawdę wszystko było do przeżycia. Teraz tylko pozostaje modlić się, żeby efekty utrzymały się :-)


Skutki uboczne:
  • suchość ust
  • suchość cery
  • suchość nozdrzy
  • suchość skóry głowy
  • pojawienie się łupieżu
  • wypadanie włosów
  • rozkojarzenie
  • zmęczenie
  • zwiększenie obfitości miesiączki
  • bóle mentruacyjne (wcześniej nie miałam)
  • wrażliwosć na słońce
  • wszelkie ranki potrzebowały więcej czasu, żeby się zagoić
  • duża wrażliwość cery i skóry ciała
Co się zmieniło w moim życiu?
Bardzo dużo. Mam wrażenie, że moje życie zmieniło sięo 180 st. Z dnia na dzień stawałam się pewniejsza siebie, zaczęłam się uśmiechać bez powodu. Nie boje się poznawać nowych ludzi, nie kryje twarzy włosami, chodzę dumna z głową uniesioną do góry - nie oglądam swoich stóp 24/7. Poprawiły się moje relacje ze znajomymi, bo nie unikam z nimi kontatku. Chętnie wychodzę w weekendy i się z nimi bawie, w mojej głowie nie krążą myśli typu "czy oni się mnie wstydzą?". Co więcej dogaduję się lepiej z rodzicami, atmosfera stała się mniej napięta. Wcześniej bardzo przeżywałam każdego nowego pryszcza, stało się to dla mnie obsesją. Chodziłam do łazienki co 5 minut i analizowałam każdy milimetr mojej cery. Mogę powiedzieć, że jestem spokojniesza i bardziej panuje nad emocjami. Moje oczy nie są smutne, widać w nich blask radości. Nie unikam aparatów, chętnie pozuje do zdjęć, bo mam świadomość, że cera wygląda w porządku. Rano nie bięgne do łazienki i nie nakładam podkładu, żeby zakryć przebarwienia czy pryszcze. Polubilam siebie bez makijażu, mimo że cera nie jest idealna. Wydaje mi się, że po prostu jestem szczęsliwa.

Produkty, które sprawdziły się podczas kuracji:
  1. Balsam do ust Carmex
  2. Krem nawilżający Fitomed
  3. Balsam do ciała Babydream
  4. Płyn micelarny BeBeauty
  5. Szampon Isana Urea
Koszty kuracji: 
  1. Aknenormin - 6x130zł + 1x170zł
  2. Krem Fitomed 5x12zł
  3. Balsam Carmex 8x 10zł
  4. Balsam BabyDream 5zł
Łącznie: ok 1100zł.

Cena pewnie dla wielu z Was i tak pewnie niska. Jak widać moja kuracja nie była uzupełniona tabletkami antykoncepcyjnymi. Moja Pani dermatolog powiedziała, że nie ma sensu dodatkowo faszerowac się tabletkami, skoro nie wspołżyję. Byłam bardzo wdzięczna, ponieważ wcześniejszy lekarz stanowczo upierał się na antykoncepcje mimo moich zapewnień. Co więcej nie płaciłam nic za badania, ani za wizyty, ponieważ leczyłam się na NFZ i oczywiście każdemu polecam tę opcję, bo osobiście nie widzę sensu płacenia za wizyty u lekarza, każdemu należy się leczenie za darmo. Ja chodzę prywatnie jednie na pierwsze wizyty, potem szybko przepsiuję się już na fundusz. :-) Warto również zapoznać się z cenami leku i pochodzić po aptekach w swoim czy sąsiednim mieście, by zorientować się o ceny. Ja kupowałam swój lek za jedyne 130zł (60 kapsułek x20mg), gdzie w innej aptece spotkałam się z ceną o 100zł większą, więc widać jaka jest nabijana marża. . 


Czy było warto?
Na dzień dzisiejszy mogę śmiało powiedzieć, że tak. Myślę, że kurację przeszłam stosunkowo dobrze, nie doskwierały mi jakieś większe problemy. Jedne na co moge się faktycznie poskarżyć to kiluminutowe bóle brzucha, które pojawiały się kilka dni przed miesiączką, w sumie nie wiem czym spowodowane. Jeżeli ta przypadłość nie zniknie, pewnie wybiorę się do lekarza. W sumie nie liczę na całkowite pozbycie się trądziku, gdzieś w głębi serca wiem, że pewnie pryszcze do mnie wrócą, ale mam nadzieje, że w mniejszym stopniu. Za sprawą dobrej pielęgnacji będe mogła walczyć z moim problemem. Mimo, że przeszłam leczenie bezkonfliktowo nie wiem czy zdecydowałabym się kolejną kurację. Leczenie po pierwsze dosyć kosztowne, a po drugie niebiezpieczne dla zdrowia. Nie chciałabym ryzykowac tak wiele po raz drugi, ale co los pokaże to się przekonam. :-)

Ufff.. i koniec, przesyłam dużo buziaków dla każdej osoby, które przeżyła ten wpis-kolos w calości :-D

Leczyliście się izotretyoniną? A może znalazłyście inny złoty środek na trądzik? :-)

Pozdrawiam Was serdecznie, 
Mysostis 

wtorek, 9 grudnia 2014

Po prostu miłość od pierwszego użycia :-)

Witajcie! Jakoś nigdy specjalnie nie oglądałam się za zwykłymi drogeryjnymi kosmetykami. Twierdziłam, że zamiast nawilżać, wysuszają, oprócz tego są naszpikowane silikonami i oblepiają włos tymi cudownymi dobrociami, a przede wszystkim producent nie spełnia moich oczekiwań. Byłam stanowczo na nie, wolałam kupować sprawdzone produkty, które wiele z Was polecało. Więc jak to się stało, że gościem dzisiejszego dnia jest zwyczajana Garnierowska odżywka? Prosta sprawa. Odżywkę kilka miesięcy temu dostałam w ramach największego testu w historii wizaz.pl i tak oto musiałam podjąc próbę zaprzyjaźnienia się z kosmetykiem. Byłam bardzo sceptycznie nastawiona, bo przecież mam niszczyć moje ukochane kudełki takim produktem? Kto by pomyślał, że się w sobie wkróce zakochamy.. :-)


GARNIER FRUCIS
GOODBYE DAMAGE 

Kształt opakowania typowy dla Garniera, tj. opływowy, miękki i nieprzeźroczysty plastik. Szata graficzna jak dla mnie trochę jarząca dla oka, ale nie o to tutaj chodzi, z drugiej strony wśród szarych odżywek ta wyróżnia się swoim kolorem na półkach w drogeriach. Plus dla producenta, napisy pod wpływem kontaktu z wodą nie ulegają zniszczeniu, więc wciąż wiemy co nakładmy na włosy. Konsystencja typowo odżywkowa, dosyć gęsta co sprawia, że produkt jest całkiem wydajny. Kolor biały, chyba typowy dla tej firmy. I zapach, który skradł moje serce. Nie potrafię nawet opisać czym pachnie, ale jest to bardzo przyjemne dla nosa, mogłabym wąchać i wąchać, nie mam go dość. Jest to jakaś kwiatowa mieszanka, i dzięki Bogu, bo nienawidzę słodkich kosmetyków, robi mi się niedobrze. Jest jedocześnie intensywny, a delikatny, skrada serca po prostu.
Działanie. Jak już wspomniałam nie wymagałam od produktu za wiele, wrzuciłam tę odżwykę do jednego worka i doszłam do wniosku, że i tak nic z moimi włosami nie zrobi. Z racji jednak tego, że zobowiązana byłam do wypełniania ankiety, wzięłam się do testowania. I pierwsze co mnie ukrzekło na wstępie to oczywiście zapach, potem było tylko lepiej. Produkt trzymałam na włosach troszkę dłużej, niż zalecał producent, ale to był strzał w dziesiątkę. Już podczas mycia czułam, że włosy są inne, jakoś delikatnie miękkie, wygładzone. Po wyschnięciu nie wierzyłam w to co widziałam, włosy nie dość, że pachniały wciąż odżywką to były niesamowicie ujarzmione, sprężyste, mięciutkie, niespuszone. Ale czytałam, ze większość Wizażanek po pierszym użyciu dostrzegła efekt 'wow', a potem było wielkie rozczarowanie. Ja z racji tego, że obawiałam się przeproteinowania stosowałam odżywkę raz w tygodniu i za każdym razem było to samo. Nawet nie wiem kiedy zaczęłam używać kosmetyki po każdym myciu, a włosy wciąż mnie zaskakiwały. Odżwykę najczęśniej nakładam na 10 minut, chociaż zdarzyło mi się trzymać nawet 2 minut i efekt wciąż był zadowalający. Bardzo się cieszę, bo odżywka delikatnie rozprostowywuje moje włosy, dociąża, rozplątuje włosy. Jak dla mnie ideał. 



Plusy:
  • zmiękcza włosy, nawilża
  • nie puszy
  • ujarzmia
  • dociąża
  • dobry skład z lekkim silikonem
  • bardzo dobrze rozplątuje włosy
  • cudowny zapach, który utrzymuje się do następnego mycia
  • wydajność
  • dostępność
  • cena ok 8zł/200ml

Minusy:
  • brak






skład: Aqua/Water, Cetaryl Alcohol (emolient), Behentrimonium Chloride (konserwant, antystyk), Cetyl Esters (emolient), Niacinamide (witamina B3), Saccharum Officinarum Extract /Sugar Cane Extract (ekstrakt z trzciny cukrowej), Hydrolyzed Vegetable Protein PG-Propyl Silanetriol (proteiny), Trideceth-6 (Emulgator O/W, składnik umożliwiający powstanie emulsji), Chlorhexidine Digluconate (konserwant), Limonene (zapach),Camellia Sinensis Leaf Extract (ekstrakt z zielonej herbaty), Linalool (komponent zapachowy), Benzyl Salicylate (filtr przeciwsłoneczny, konserwant i subst. zapachowa w jednym), Benzyl Alcohol (rozpuszczalnik, konserwant), Amodimethicone (lekki silkon), Isopropyl Alcohol (emolient), Pyrus Malus Extract/Apple Fruit Extract (ekstrakt z owoców jabłka), Pyridoxine HCl (odżywia włosy, skórę i działa antystatycznie), Citric Acid (kwas cytrynowy-naturalny konserwant) Butylphenyl Methylpropional (zapach), Cetrimonium
 Chloride (konserwant), Citronellol, Citrus Medica Limonum Peel Extract /Lemon Peel Extract (ekstrakt z cytryny), Hexyl Cinnamal (zapach), Phyllanthus Emblica Fruit Extract (ekstrakt z Liściokwiatu garbnikowego ), Parfum.



 Pamiętam jak na początku stosowania odżywki dostałam masę komplementów na temat wyglądu moich włosów, w głębi serca się tylko do siebie uśmiechalam i dziękowałam, ze otrzymałam odżywkę w testach, bo pewnie nigdy bym się na nią nie zdecydowała. Z obserwacji dowiedziałam się, że odżwyka dobrze sprawdziła się na włosach wysokoporowatych, gorzej niż na średnio czy nisko.
Mam jedynie nadzieje, że producent nie zmieni szybko składu odżywki i nie wciśnie gdzieś pomiędzy jednym, a drugim składnikiem alkoholu, bo będe płakać :-) Jest to chyba najlepsza odżwyką, którą do tej pory miałam okazje używać. Po skończeniu testowanego opakowania od razu pobiegłam do drogerii uzupełniając braki na mojej łazienkowej półce.


Ocena 5/5


Używałyście może? Podzielacie mój zachwyt :-)
Pozdrawiam Was serdecznie,
Myosotis.  

czwartek, 4 grudnia 2014

Włosy na chłodzie, czyli listopadowa aktualizacja włosów.

Witajcie! Na szczęście listopad już za nami. Cieszę, bo moje włosy przeżywały chyba jakiś kryzys światopoglądowy i nie potrafiłam doprowadzić ich do ładu i składu, a starałam się. Jak jeszcze przez pierwszą, tę słoneczną połowe miesiąca ich stan można było nawet przemilczeć, tak kiedy ochłodziło się, temeratura spadła poniżej zera, popadał śnieg, włosy postanowiły się zbuntować i wyglądały jak sianko.. 


Pielęgnacja włosów nie uległa wielkiej zmianie, wciąż towarzyszył mi szampon Love2mix, a gdzieś w połowie miesiąca kupiłam szampon Isana z moczniekim (zdradzę, że się polubiliśmy!), po myciu długość nawilżałam odżwyką Garnier Fructis Goodbye Damage, która została obecnie zdenkowana, ale szybko uzupełnie jej brak, uwielbiam ją za wszystko. Od czasu do czasu na głowie lądowały maski Biovaxa, jedna do włosów suchych i zniszczonych, a druga z drobinkami złota i olejkiem arganowym. Przed każdym myciem starałam się olejować włosy, bo się rozleniwiłam w tej kwestii, a włosy z dnia na dzień wyglądały coraz gorzej. Oleje, które używałam to : olej z pestek winogron, olejek rycynowy, olejek BabyDream Fur Mama. Dodatkowo dzielnie walczę z wypadaniem włosów, rozpoczęłam terpie kozieradakową, wcieram Radical i Jantar oraz wspomagam się suplementacją. Mam nadzieje, że ten zestaw zdziała cuda i włosy przestaną wypadać


Włosy chyba nic nie urosły, chociaż przyznam, ze w listopadzie ich długość zaczęła mi dosyć przeszkadzać i coraz bardziej zastanawiam się nad radykalnym cięciem. Obecnie moim głównym celem jest doprowadzenie do dobrej kondycji wierzchną warste czupryny, która jak widzicie na zdjęciu jest przesuszona, czego efektem są te wszystkie odstające włoski. Mam nadzieje, że uda mi się za jakiś czas ujarzmić te drobne włoski, bo mnie irytują :-) Miejmy nadzieje, że grudzień okazę się być bardziej łaskawym dla Nas i zaskoczy przyjemną pogodą dla włosów :-)

Jak Wasze włosy w listopadzie? :-)
Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis. 

wtorek, 2 grudnia 2014

Jak pokochałam swoje rzęsy z odżywką Long4Lashes.

Witajcie! Dokładnie trzy miesiące temu rozpoczęłam moją przygodę z odżywką do rzęs Long4Lashes. Z rzęsami nigdy większych problemów nie miałam, więc nie oceniałam działania serum pod względem wypadania. Zależało mi głównie na ich poroście oraz przyciemnieniu, bo pomimo, że były w miarę długie, to jednak bardzo jasne. Czy odżywka sprostała moim wymaganiom? Dowiecie się niżej :-)


Głównym składnikiem produktu odpowiedzialnym za porost rzęs jest bimatoprost. To on powoduje, że rzęsa rośnie w fazie pierwszej jak i drugiej. Warto wspomnieć, że normalnie długośc życia rzęsy wynosi od 3 do 6 miesięcy, a swą długość osiąga w pierwszych 30 dniach istnienia. Z tego co wyczytałam to owy bimatoprost stosowany jest jako lek u pacjentów chorych na jaskrę, także działanie na rzęsy osiąga pod wpływem reakcji z innych substanjcami- inaczej tego nie potrafię sobie wytłumaczyć :-D Formuła produktu została wzbogacona również o kwas hialuronowy, prowitaminę B5 oraz alantoinę.



MOJA OPINIA:
Serum aplikowałam codziennie wieczorem przed pójściem spać. Przyznam się, że byłam przygotowana na ewentualne pieczenie oczu czy ich podrażenie, ponieważ kuracja izo i noszenie soczewek samo w sobie miało ogromny wpływ na ich wrażliwość. Myślę, że faktycznie może ze dwa razy odczuwałam większy dyskomfort, ale przyczyną mogło być nałożenie zbyt dużej ilości płynnej substancji lub po prostu inne czynniki, nawet atmosferyczne. Dlatego tez, uznaję, że produkt nie podowuje podrażnienia.
Działanie:
Pierwsze widocznie dla mnie zmiany długości spostrzegłam gdzieś po miesiącu, jednak nie były to spektakularne efekty. Dopiero po dwóch miesiącach mogłam spokojnie cieszyć się lepszą kondycją rzęs jak i nieco nadnaturalną długością. Rownież po 8 tygodniach dostawałam coraz więcej komplementów na ich temat, co oczywiście motywowało mnie do kontynowania kuracji. Po trzech miesiącach stosowania rzęsy wyraźnie zagęściły się i urosły, czyli praktycznie serum spełniło moje oczekiwania. Dlaczego praktycznie? Ponieważ gdzieś w głębi serca liczyłam, że włosy będą również ciemniejsze, tak się nie stało. Z tego względu zaliczłam wizytę u kosmetyczki, by zahennować ich długość.

Plusy:
  • wydłużenie rzęs
  • zagęszczenie rzęs
  • poprawa kondycji
  • zahamowanie wypadania
  • dostępność
  • wydajność
  • nie podrażnia

Minusy:
  • cena ok.80zł/3ml
 Przed kuracją 


iiii... 3 miesiące później. 


Podsumowując jestem bardzo zadowolona z przebiegu kuracji odżywką. Codziennie wieczorem po zmyciu makijażu przyglądam się w lustrze i podziwiam ich stan, jak i długość. Wiem popadam w samozachwyt, ale po prostu je pokochałam. :-) Póki co mam zamiar zrobić sobie miesięczną przerwę od stosowania serum, ponieważ długość rzęs zaczyna być dla mnie problematyczna. Czasem jest mi cięzko namalować na powiece kreskę eyelinerem, bo zahaczam delikatnie o rzęsy. Chciałabym również, aby nie przedobrzyć (reguła co za dużo to nie zdrowo) i nie osiągnąć efektu sztucznych rzęs. Zdradzę Wam, że póki co każda osoba, która wypowiada się na temat moich rzęs (a jest ich coraz więcej ;-) uważa, że mam takie naturalne, i niech tak zostanie :-) 

Ocena: 5/5



Używałyście? Jak Wasze efekty? :-)

Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis.