środa, 30 lipca 2014

Moja fotorelacja z wypadu do Krakowa :-)

Witajcie! Z racji tego, że za oknem taka piękna pogoda, każdy wypoczywa i wyjeżdza na wakacje, więc nie ma się ochoty podejmować żadnych trudnych tematów kosmetycznych. Także dzisiaj u mnie fotorelacja z mojego jedniodniowego wyjazdu do Krakowa. :-)

Jako środek transportu wspólnie z przyjaciółką wybrałyśmy Polskiego Busa. W pełni zgadzam się, że słowami producenta "Szybko, tanio i komfortowo". Za przejazd w obie strony dla dwóch osób zapłaciłyśmy skromne 46zł, a komfort jazdy naprawdę na wysokim poziomie. Nic tylko jeździć :-)!

Naszym pierwszym punktem wycieczki był oczywiście Rynek Główny. Trochę motałyśmy się w tych wszystkich uliczkach, ale ostatecznie trafiłyśmy. Czas spędziłyśmy głównie robiąc sobie zdjęcia, bo niestety nie było możliwości nigdzie usiąśc na świeżym powietrzu, by posiedzieć i podziwiać niesamowite widoki- słońce grzało bardzo mocno :-) 

Iiii... ulicą Grodzką, na Wawel :-)

Oczywiście Galerii nie mogło zabraknąć. Niestety uważam, że Galeria jest mocno przereklamowana. Nastawiłam się na większe zakupy, a tymczasem z przymusu zakupiłam jedynie...

...klapki, a właściwie to japonki. I uwaga! Miałam z tym spory problem. Nigdzie nie mogłam znaleźć zwykłych, czarnych japonek w rozmiarze 38. Tak dobrze widzicie, na zdjęciu są jednak kolorowe, bo wreszcie zwątpiłam i wziełam pierwsze lepsze, a moje sandały włożyłam do torebki (chociaż mialam ochotę je wywalić, bo okazały się tak strasznie niewygodne). 

W porze obiadowej wylądowałyśmy na najbardziej niezdrowym piętrze. Na co dzień moje posiłki są zdrowe, więc raz na jakiś czas pozwalam sobie na odrobinę szaleństwa. Mój obiad był bardzo skromny, bo wybrałam zestaw B-smart z KFC, ale z tego gorąca nie chciało się jeść. Natomiast byłam bardzo spragniona, w 10 minut potrafiłam wypić 0.5l wody :-D

I teraz niech mi to ktoś wytłumaczy? Widząc tę kobietę słyszałam przeróżne komentarze ze strony zagranicznych osób. Określenie "That's crazy" całkowicie odzwierciedla moje odczucia :-D Jednak po dłuższym zastanowieniu i wpatrywaniu się w kobietę doszłam do wniosku, że w tym jednym rękawie musi mieć schowaną dalszą częśc tego kija i się na nim wspierać :-D To jednak nie prawa fizyki jak wcześniej myślałam :-D

Blog o włosach, więc i ich zabraknąć nie może! :-) 

I tak oto tym zdjęciem zakańczam moją fotorelacje. Jestem bardzo zadowolona z tego spontanicznego wypadu. Do końca nie wierzyłam w pogodę, byłam nastawiona na przelotny deszcze i burzę, jednak nic z takiego nie miało miejsca. Krakow to przepiękne miasto, mam nadzieje, że chociaż raz w roku uda mi się tam zawsze przyjeżdzać. A kto wie, może jeszcze tam będę studiować? :-)

Pozdrawiam Was serdecznie,
Myosotis. 

poniedziałek, 28 lipca 2014

Przerażające doświadczenie: Co tam filtry, wolę mieć raka.

Witajcie! Temat właściwie powinnam podjąć, kiedy w Polsce pojawiły się już pierwsze upały, w tym roku był to przełom maja i czerwca. Jednak wakacje wciąż trwają, sporo z Was ma zaplanowane urlopy czy wyjazdy na sierpień, więc może nie jest za późno na uświadomienie jak ważną rolę podczas upałów odgrywają filtry. Spójrzmy sobie wprawdzie w oczy. Widok osób filtrujących się na plaży jest naprawdę rzadki, w torbach podróżnych częściej można znaleźć olejki przyśpieszające opalanie lub kremy z SPF 5, ale taka moc nie zapewni mam dostatecznej ochorny, mogłabym nawet napisać, że w ogóle tej ochrony nam nie da.


Smutne jest to, że niewielka grupa Polaków jest świadoma, że celowo niszczy sobie zdrowie zapominając o filtrach w okresie letnim, o zimowym nawet nie wspominając, bo kto to widział "Smarować się filtrem w zimie? A po co? A przecież słońca nie ma.." Tylko kto by pomyślał, że słonce od śniegu odbija się bardziej, niż w okresie letnim. Dla zobrazowania, zamieszczam zdjęcie :-)


Dlaczego tak ważne jest, aby zakupiony przez nas filtr chronił przed promieniami UVA i UVB?

Promieniowanie ultrafioletowe (wchodzące w skład promieniowana słonecznego) inaczej zwane UV dzielimy na:
 UVA – stanowiące 95% promieniowania UV docierającego do powierzchni Ziemi. Warto wiedzieć, że przechodzi ono przez szyby okienne, samochodowe oraz chmury, wnika głęboko w skórę. Natężenie tego promieniowania jest takie samo niezależnie od pory roku lub pory dnia.
UVB – które stanowi 5% promieniowania UV dochodzącego do Ziemi, nie przechodzi przez chmury i szyby. Jego natężenie wzrasta w godzinach 10–15, szczególnie latem.
UVC – jest prawie całkowicie pochłaniane przez warstwę ozonową atmosfery, nie dociera więc do powierzchni Ziemi.

Promieniowanie UV jest odpowiedzialne za opaleniznę, jak i również za wszelkie uszczerbki na naszym zdrowiu.

Fotostarzenie się skóry:
Słońce wysusza skórę, czego efektem staje się szorstka, gurba i zrogowaciała. Jednak chyba najbardziej widocznym efektem ekspozycji naszego ciała jest przyśpieszenie jej starzenia się. Promieniowanie UV, a głownie UVA (na które jesteśmy narażeni przez cały rok) powoduje niszczenie włókien kolagenowych odpowiedzialnych za elastyczność, napięcie czy jędrność cery. Efektem tego powstają bruzdy, przebarwienia czy odbarwienia, głębokie zmarszczki, a zmiany te są stałe, nieodwracalne. Okazuje się, że nawet niewielkie codzienne dawki UVA sumują się, a skutki są widoczne na skórze po wielu latach.

Warto wspomnieć, że opalanie powoduje zwiększenie ilości zaskórników, tych otwartych jak i zamkniętych. Może się to wydawać śmieszne, bo wiele osób w okresie letnim cieszy się gładką cery. Jednak jest to efekt chwilowy, ale proces tego przedstawiam na obrazku.


Nowotwory:
Promieniowanie UV wyzwala większość ilość wolnych rodników, które mogą być 
przyczyną wilu powarznych chorób. Atakują one materiał genetyczny (DNA) komórki, co może doprowadzić do jej mutacji i przekształcenia w komórkę nowotworową. Najgroźniejszą odmianą jest rak złośliwy skóry, zwany czerniakiem. Czerniak złośliwy daje wczesne przerzuty do skóry, węzłów chłonnych, narządów wewnętrznych. Promieniowanie UV może wywoływać również stany przednowotworowe skóry, takie jak rogowacenie słoneczne, skóra pergaminowa, róg skórny. Na ich bazie także może powstać rak skóry.

Eksopozycja na słońcu również wpływa na nasz układ immunologiczny. Powoduje osłabienie orgaznimu, przez co człowiek jest bardziej podatny na infekcje wirusowe (np. opryszczka) jak i bakteryjne. Ze względu na obniżoną odporność jesteśmy bardziej podatni do powstawania nowotworów. Jednak wpływ słonca na układ immunologiczny to kwestia indywidualna, uwarunkowana genetycznie.

I cenne oczy:
Nadmierne promieniowanie wpływa także na narząd wzroku i może doprowadzić do poważnych chorób, takich jak zaćma czy zwyrodnienie plamki żółtej. Dlatego pamiętajmy o zabieraniu ze sobą okularów słonecznych, które chronią nasze oczy przed promieniowaniem UVA i UVB. Myślę, że czasem warto dopłacić te kilkanaście złotych u optyka i mieć pewność, że nasze oczy są chronione, niż prędzej czy później mieć problemy ze wzrokiem i wydawać pieniądze na lekarzy.



Temat nie jest do końca wyczerpany. Jednak nie chcę tworzyć już dłuższego postu, bo ten i tak jest wystarczająco długi. Mam nadzieję, ze są poszczegolne osoby, które dotrwały do końca :-). Myślę, że warto to wszytko wiedzieć. Niby to oczywiste, ale gdy przyjdzie co do czego to zapomiany o ochronie naszego ciała. A szkoda, bo świadomie niszczymy sobie zdrowie. Przyznam się, że ja sama dopiero drugie lato codziennie smaruję twarz filtrem, a ciało w zależności od tego ile przebywam na zwenątrz. 



Dla zobrazowania jak ważnę fukncję w naszym życiu odgrywają filtry wstawiam zdjęcie meżczyzny, który przez 28 był kierowcą ciężarówki.  Lewa strona jego twarzy była dużo częściej wystawiana na słońce niż prawa strona. Efekty widzicie sami. Wpadające przez szyby samochodu promienie UV zniszczyły elastyczne włókna i spowodowały twardnienie skóry. Pozostawiam do własnej interpretacji :-)


Używacie filtry na co dzień czy tylko na plaży? A może w ogóle? :-)

Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis

czwartek, 24 lipca 2014

Wszystko dobrze, a jednak coś mi nie pasuje.

Witacjei! Dawno na blogu nie pojawiła się żadna recenzja, dlatego dzisiaj chciałabym Wam przedstawić szampon, który dosyć długo pojawiał się jako produkt używany do pielęgnacji włosów. Bardzo lubię niemieckie kosmetyki, wprawdzie nie mogę pochwalić się szerokim wachlarzem kosmetyków, które do tej pory przetestowałam, jednak kilka produktów wystarczyło, by utwierdzić mnie w przekonaniu, że powinnam je stosować. Niestety ubolewam, bo nie mam mozliwości robić zakupów bezpośrednio w Niemczech, więc bardzo ucieszyłabym się, gdyby drogerie DM zawitały w Polsce, bliżej wschodu. 



Balea Mango&Aloes
szampon nawilżający przeznaczonych do włosów suchych i zniszczonych. Ma zapewnić czuprynie miękkość, gładość i elastyczność. 

Kształt opakowania jest standardowy dla serii tych kosmetyków, tj. miękkie, plastikowe, nieprzeźroczyste pudełko. Szata graficzna jest przyjemna dla oka, w tym przypadku z akcentem pomarańczy. Etykiety podczas używania nie odklejały się, nie wyblakły, po prostu nie uległy zniszczeniu. Konsystencja płynna, raczej rzadka, ale nie wylewa się przez palce. Kolor płynu jest delikatnie pomarańczowy, perłowy. Zapach przyjemny, delikatnie owocowy z czego jest zadowolona, bo nie przepadam za słodkim aromatem kosmetyków.
Działanie. Moje włosy są wymagające, więc niestety szampon nie zapewnił wystarczającego nawilżenia, by pominąc odżywkę czy maskę po umyciu. Mimo to włosy były delikatne, sprężyste, niespuszone. Ujarzmiał nawet moje babyhair, które żyją własnym życiem i odstają na wszystkie strony. Szampon nie podrażnia skóry głowy, czasem jedynie na mojej głowie pojawiał się łupież, ALE nie raczej to nie wina szamponu. Powiedziałabym nawet, że produkt łagodził wszelkie problemy skórne, pewnie za sprawą aloesu. No własnie, co z tym aloesem. Wydaje mi się, że moje włosy nie przepadają za tym składnikiem. Kłaczki niby były okiełzane (istnieje takie słowo? :-D), ale coś im jednak nie pasowało. Plusem produktu jest na pewno wydajnośc. Mnie wystarczył na 3 miesiące, przy myciu 2-3 razy w tygodniu. Co więcej szampon bardzo dobrze radzi sobie ze zmywaniem olejów. Kilka razy zdarzyło mi się, że miałam troszkę tłustsze pasma włosów, ale raczej z własnej winy. I skład, niby bez silikonów, ale jednak nie taki wspaniały.



Plusy:
  • działanie na włosy
  • ujarzmia
  • nie podrażnia
  • wydajny
  • dobrze radzi sobie ze zmywaniem olejów
  • zapach
  • wygodne opakowanie
  • cena ok 4-8zł
  • nie obciąża włosów
  • dobrze się pieni

Minusy:
  • dostępność (drogerie DM, Internet)







SKŁAD: Aqua, Sodium Laureth Sulfate (detergent myjący, może wysuszać i podrażniać), Cocamidopropyl Betaine (roślinna subs. myjąca, łagodny detergent), Sodium Chloride (działanie m.in. antystatycznie, może podrażniać),Glycerin (emolient), Glycol Distearate (zagęszczacz, nadaje kosmetykom perłowy kolor), Parfum (zapach), Panthenol (witamina B5), Guar hydroxypropyltrimonium chloride (antystatyk, na włosach tworzy powłokę ochronną), Sodium benzoate (substancja zapachowa, konserwant), Citric Acid (kwas cytrynowy), Potassium sorbate (konserwant), Niacinamide (witamina B3), Laureth-4 (emulgator), Styrene/Acrylates Copolymer (czynnik powlokotworczy, bardzo dobrze tolerowany przez skore), Aloes Barbadensis Leaf Juice Powder (ekstrakt z liście aloseu), Mangifera Indica Fruti Extract (ekstrakt z mango), Trideceth-7, Sodium Lauryl Sulfate (subs. myjąca), Cl 47005 (barwnik), Cl 16035 (bawrnik)

Skład dla mnie średni. Szkoda, że mango i aloes pojawiają się przy koncu składu, a przed nimi tyle zbędnych substancji. Duży plus, że w miarę początkowej fazie składu są witaminy, które odpowiadają za pielęgnacji włosów jak i skóry głowy. Co więcej, jak zapewnia producent nie ma silikonów. Podsumowując szampon nie jest zły, jednak mnie coś nie pasuje. Dla porównania używałam kiedyś fioletową wersję (Balea Figa&Perła) i wspominam go lepiej. W każdym razie nie wiem czy zdecduje się kolejne opakowanie. 


Ocena 4/5



Używłyście? Znacie markę Balea? :-)

Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis. 

czwartek, 17 lipca 2014

Jak wątek na wizażu zmienił moje życie?

Witajcie! Dzisiaj trochę prywaty. Pewnie kilka z Was zna mojego bloga z popularnego portalu dla kobiet -wiażu. Nie chcę zdradzać pod jakim loginem się ukrywam, mam nadzieje, że mnie zrozumiecie. Wracając do tematu. Dla mnie wizaż to nie tylko kolejne, zwykłe forum. Nie wyobrażam sobie dnia, żeby nie zaglądnąć choć na chwilę i nie sprawdzić co się dzieje w poszczególnych wątkach, poczytać co się dzieje u niektórych osób poznanych własnie przez ten portal. Początkowo wizaż był dla mnie skarbnicą wiedzy, potem dodatkowo stał się miejscem, gdzie mogłam wylać z siebie swoje smutki i żale, gdzie wspólnie z innymi motywowałam się do działania. I właśnie dzisiaj chciałabym Wam przybliżyć jeden z wątków, który zmienił moje życie. 

źródło:Internet

"25 dni nie wyciskamy, buzie czyste mamy!"

Zanim jednak napiszę Wam jak wygląda moja historia, to chciałabym troszkę przybliżyć o czym w ogóle jest wątek. To miejsce skierowane głównie do osób mających problemy z trądzikiem, a uścislając z wyciskaniem. Każdy zdaję sobie sprawę jak bardzo to jest niebezpieczne i wie, że takie działania powodują jedynie zaostrzenie stanu zapalnego. Ale prawdę mówiąc. Kto z Was lubi chodzić załóżmy z tzw. diodą na środku czoła? Wiadomo, że szybko staramy się tego pozbyć w sposób mechaniczny. Jednak problem pojawia się kiedy próbujemy na siłę znaleźć zmiany albo wyciskamy wszystko co popadnie, a potem widząc jak wyglądamy, wychodzimy z płaczem z łazienki. Wtedy wątek może okazać się bardzo pomocnym miejscem. Po pierwsze człowiek czuję, że nie jest sam, że są inne osoby, które w ten sposób rozładowywują swoje emocje, że ma WSPARCIE, że może się wygadać i napisać co tak naprawdę o sobie myśli, o tym jak wygląda. Nikt tam nie ocenia, nie śmieje się, bo wszyscy znajdują się w podobnej sytuacji. Dodatkowo każdy dzieli się swoją wiedzą, doświadczeniami, rekomenduje kosmetyki.
To jest bardzo pomocne, gdy człowiek próbuje za wszelką cenę pozbyć się trądziku. Jak już można się domyśleć, celem udzielania się w wątku jest zaprzestanie z wyciskaniem na okres 25 dni, ponieważ po tym czasie teoretycznie znaczna część pryszczy powinna zniknąć, a cera powinna wyglądać na zdrowszą. (I oczywiście wyzbywamy się nawyku). Nieliczni potrafią wytrać, jednak dla wielu sukcesem jest nie ruszać twarzy przez skromne 3 dni. Małymi kroczkami idzie się do przodu, prawda?


źródło:Internet

Wątek ten jest pierwszym, w którym tak naprawdę zaczęłam się udzielać, więc mam do niego ogromny sentyment, ale z drugiej strony też go nienawidzę. Trafiając tam miałam duży problem z wyciskaniem. Gdy tylko spostrzegłam tworzącą się zmiane, od razu zabierałam się do jej rozdrapywania i wyciskania, bo myślałam, że w ten sposób pryszcz zniknie szybciej. Nic bardziej mylnego, chociaż ja o tym nie wiedziałam. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam dostrzegać korzyści płynące z bycia członikiem wątku. Po pierwsze zagłębiłam się w mój problem, zaczęłam świadomą pielęgnacje cery, chodziłam do dermatologa. Zmieniłam dietę i tryb życia (to był strzał w dziesiątkę!), jednak zaprzestanie wyciskania wciąż szkło mi opornie. Kilka razy przechodziłam załamanie z powodu tego jak wyglądam. Skutkiem tego była niechęć kontaktu z ludźmi, brak motywyacji do dalszej walki oraz ogólnie złe samopoczucie (samoocena -100..). Pamiętam, że za każdym razem w momencie kryzysu mogłam liczyć na wsparcie ze strony Wizażanek, zawsze potrafiły podnieść na duchu czy wysłuchać. To właśnie dzięki innym potrafiłam się podnieść z dołku, znaleźć iskierkę nadziei.. Może się komuś wydawać, że jak przez Internet można komuś pomóc. Otóż MOŻNA. W wątku masz możliwość narzekać do woli na stan swojej cery, możesz wyrzucić z siebie wszystko czego nie chcesz powiedzieć najbliższym, bo się zwyczajnie wstydzisz. Ja osobiście nie potrafiłam z nikim rozmawiać na temat mojego trądziku, było to dla w pewnym sensie sprawa intymna, a będąc anonimową mogłam się wygadać. Moja walka z wyciskaniem szła bardzo, bardzo opornie. Jednak z czasem zauważyłam, że potrafię zostawić w spokoju zmiany, poczekać, aż w sposób natrualny znikną z mojej facjaty. Początkowo 2 dni zostawiania cery w spokoju było dla mnie powodem radości, z czasem ilość dni się zwiększała. Nie było i nie jest to dla mnie łatwe, to walka z samą sobą, z silną wolą. Nie pozbyłam się całkowicie swojego nałogu, jednak w porównaniu do tego co było 2-3 lata temu, jestem o 75% silniejszą osobą. A to chyba sukces, co? Teraz, gdy widzę, że na mojej twarzy tworzy się pryszcz nie cisnę od razu, czekam kilka dni, aby ewentualnie dojrzał lub trzymam ręce przy sobie. Obecnie przestałam się już udzielać w wątku, czasem podczytuję co się dzieje, jednak nie lubię tam wracać. Mimo, że wątek spowodował u mnie przemiane, bo wreszcie uświadomiłam sobie, że to jest zwyczajnie okaleczanie własnego ciała oraz zachęcił do przyswajania wiedzy z dziedziny dermatologii, to jednak przypomina mi o najgorszych momentach mojego życia. Niemniej jednak bardzo zachęcam wszystkie osoby mające problem z wyciskaniem do dołączenia się albo ogólnie do sprawdzenia się samego siebie, czy "jestem wstanie wytrwać 25 dni bez ruszania cery". Ja skrycie przyznam, że raz na tak długi czas udało mi się rzeczywiście trzymać ręce z daleka od twarzy. 


Udzielacie się może w tym wątku? A może Was zachęciłam? :-)

Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis. 

niedziela, 13 lipca 2014

Co robią maliny na moich włosach? Niedziela dla włosów (2)

Witajcie! Rzadko kiedy decyduję się nakładać nowe składniki na włosy, raczej stawiam na te sprawdzone, ponieważ mam pewność, że czupryna będzie dobrze wyglądać. Przed zakupem kosmetyków zawsze opieram się opiniach, analizuje skład. Jednak od czasu do czasu staram się odżywić kłaki czymś niepowtarzalnym.. Tak własnie było z malinami. Doszłam do wniosku, że nie powinnam nic stracić. Skoro istnieje wiele produktów z malinami, to nic nie powinno się stać i moim włosom. Czy się przeliczyłam? O tym dowiecie się niżej :-)


Co w sobie kryją maliny?
Maliny to istna bomba witamiona. Ten mały, niewinny owoc jest bogaty w kwasy organiczne, pektynę, witaminy  (m.in. C, E, B1, B2, B6)  oraz wiele substancji mineralnych - (przede wszystkim potas, magnez, wapń, żelazo). Ponadto są bogatym źródłem błonnika, a przy tym niskokaloryczne. Malina również może poszczycić się zastosowaniem. Oczywiście oprócz wpływu na stan skóry, włosów i paznokci :
  • wspomagają walkę z trądzikiem
  • jest środkiem przeciwgorączkowym
  • liście malin wywołują rozkurcz mięśni gładkich m.in. macicy (ulga w łgodzeniu bólu miesiączkowego)
  • wspomaga odchudzanie
  • biorą udział w procesach trawiennych, oczyszczają organizm z toksyn.
  • występujący w malinach kwas elagowy ma właściwości przeciwnowotworowe, hamuje procesy nowotworowe w płucach i wątrobie, posiada właściwości antywirusowe i antybakteryjne.
  • regulują wydzielanie sebum, działają antyseptycznie, dzięki zawartości kwasu salicylowego
  • źródło biotyny, która jak wiadomo wpływa zbawiennie na wygląd włosów

Jednak wracając do tematu. Maliny potraktowałam w pewien sposób jak maskę. Rozciapałam kilkanaście owoców, dodałam łyżkeczkę jogurtu naturalnego i niewielką ilość (wiekość orzecha laskowego) odżywyki Balea Aloes&Mango.

 Taką mieszankę nałożyłam na włosy pod uprzednim olejowaniu i umyciu włosów. Nałożyłam czepek, ręcznik i siedziałam sobie z takim turbanem prawie godzinę, by wzmocnić efekt. Pierwsze co zauważyłam to trudność zmycia pesteczek, maskę spłukiwałam chyba z 5 minut, a i tak po wyschnięciu mogłam wyciągnąć jeszcze kilka ziarenek. Ogólnie poczas zmywania malin nie zauważyłam żadnej miękkości czy gładkości, więc przyznam, że byłam nieco zawiedziona. Podczas schnięcia nie czułam w ogóle zapachu, co było kolejnym powodem do sceptycznego nastawienia. Niestety po całkowitym wyschnięciu czupryna wciąż mnie nie zadowoliła. Nie dopadł mnie efekt samozachwytu, nie dotykałam ciągle włosów, ani tez nie chodziłam do lustra, by zobaczeć jak świetnie wyglądają. Moje włosy są wymagające, może dlatego maliny nie sprostały zadaniu. Miałam wrażenie, że tak wyglądałaby moja czupryna, gdybym nic nie nakładała na nie po myciu. Czyli: spuszone, szorstkie, twarde, końcówki niescalone.. Jestem na nie. ALE, nieznaczy to, że już raz na zawsze pożegnałam się w tymi owocami. Następnym razem mam ochotę trochę bardziej wzbogacić skład maski :-)

Próbowałyście może nakładać maliny na włosy? Jak efekty? :-)

Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis

sobota, 5 lipca 2014

Aktualizacja włosów w czerwcu.

Witajcie! Wreszcie wróciłam, mam już laptopa. Miałam z nim sporo problemów, ale mam nadzieje, że teraz już wszystko będzie dobrze i będę z Wami na bieżąco. Tak bardzo mi Was brakowało! Ale wracając do tematu. Początek miesiąca, więc czas na aktualizacje włosową. :-)


Czerwcowa pielęgnacja nie odbiegała od tej majowej. Standardowo na mojej głowie gościła praktycznie przed każdym myciem mieszanka olejowa (olejek rycynowy, olej z pestek winogron), a potem zmywałam wszystko szamponem Balea Magno&Aloes, następnie odżywka z tej samej serii albo tajemnicza odżywka, którą dostałam z portalu wizaz.pl. Odżywki te używałam jako maski.
W tym miesiącu odpuściłam sobie wszelkie wcierki, olejki na głowę. Dałam skórze odpocząć, ale może w lipcu się zmobilizuję, zbiorę siły, by odżywiać skalp.
Myslę, że powinnam również pochwalić moje kłaczki, bo w czerwcu spisywały się bardzo dobrze. Chyba na palcach u rąk mogę wyliczyć dni z serii "bad" z czego jestem zadowolona, bo wreszcie mogłam się pochwalić ich długością i stanem. Nie będę ukrywać, że kilka razy nawet otrzymałam parę komplementów na ich temat, co było bardzo mobilizujące do dalszej pielęgnacji. Zastanawiam się nad pocięciem końcówek (właściwie to chciałabym obciąć po ramiona, ale chyba będę później narzekać..), tylko zastanawiam się czy zrobić to teraz czy tuż przed końcem wakacji. Jak myślicie? :-)



I jak zwykle porównanie. Chyba pierwszy raz nie będe narzekać na ich stan i wygląd, ale zresztą same oceńcie :-)

Jak u Was włosy w czerwcu? Były łaskawe czy wręcz odwrotnie? :-)

Pozdrawiam Was serdecznie, 
Myosotis.